Autor, który w podtytule nazywa (nie)swoją książkę: klasyczną opowieścią o prawdziwej miłości i wielkiej przygodzie, albo nie posiada wewnętrznego krytyka, który zatrzyma wybujałe ego pisarza, albo chce paść ofiarą przepełnionych żółcią recenzentów. Kto o zdrowych zmysłach to robi? Ktoś, to za nic ma afektowaną skromność i nie boi się tego powiedzieć głośno (swoją drogą Goldman we wstępie przekonuje nas, jaka to jest świetna powieść) – to jest dopiero książka, prawdziwy klasyk! A zatem drodzy Państwo zapraszam do recenzji powieści Narzeczona księcia!

W malowniczym Florenie mieszkała dziewczyna, która miała potencjał i duże szanse na zostanie najpiękniejszą kobietą na świecie (ostatecznie zdobyła ten tytuł), a zwała się Buttercup. Zakochała się, lecz jej miłosne uniesienie nie trwało zbyt długo i skończyło się morzem łez. Dlatego postanowiła już nigdy nikogo nie pokochać i przyjęła propozycję małżeństwa od następcy tronu. Jednakże na drodze do „żyli długo, w bogactwie i w miarę szczęśliwie” stanął im… człowiek w czerni.
Tak można krótko opisać fabułę Narzeczonej księcia. Brzmi ona nieco sztampowo, lecz jest to zagranie celowe, gdyż William Goldman bawi się gatunkiem fantasy, romansu i opowieści przygodowej. Książka rozpoczyna się dość niestandardowo, bo od wyjaśnienia autora, dlaczego postanowił skrócić powieść Morgensterna pt. Narzeczona księcia. Klasyczna opowieść o prawdziwej miłości i wielkiej przygodzie… chwila, czyli to nie jest tekst Goldmana? I tu powstaje pytanie:
Kimże do diabła jest ten Morgenstern!
Jak prawie każdy artysta William Goldman nim zyskał sławę (scenariuszem Butch Cassidy i Sundance Kid), miał nieprzyjemne zderzenie z krytykami, którzy niezbyt przychylnie przyjęli jego pierwszą powieść i musical. Narzeczona księcia jest więc pewną igraszką, zagraniem na nosie wielkich filologów, którzy czerpią przyjemność z szukania gier intertekstualnych i ukrytych ironii, tropów itd., a wartość dzieła często określają na podstawie skomplikowania formy tekstu.
I tak pisarz wymyślił sobie S. Morgensterna, jego książkę Narzeczona księcia. Klasyczna opowieść o prawdziwej miłości i wielkiej przygodzie, a na dodatek „wybrał” z niej najlepsze kawałki, które czytał mu w dzieciństwie ojciec. Co śmieszniejsze, sam Goldman jest tutaj postacią fikcyjną, ma zmyśloną rodzinę i wspomnienia. Zatem można powiedzieć, że…
Fikcja goni fikcję
Na poziomie formy ciekawe jest nakładanie się warstw fikcjonalności, które udają, że są jak najbardziej prawdziwe (swoją drogą czytelnik może mieć wrażenie, że postaci same dostosowują się do tej formy i mniej lub bardziej świadomie bawią się nią). W trakcie lektury nie znając ani Goldmana, ani nie wiedząc, kim w ogóle jest lub mógłby być Morgenstern, można wpaść w pułapkę kompletnej mistyfikacji, a przy tym absolutnie nie poczuć się jak niedouczony głuptas. Dlaczego? Bo historia to historia. Albo ją kupujesz, wczuwasz się w nią, albo rzucasz w kąt – jak to uczynił zmyślony syn Goldmana, spróbowawszy przeczytać całe dzieło Morgensterna (podołał tylko pierwszemu rozdziałowi).
Co najciekawsze, autor Narzeczonej księcia przeprowadzając demonstracyjną szarżę na realizm w narracji, w pewien sposób prowokuje czytelnika-sceptyka (świadomego fikcji totalnej), aby ten raz współodczuwał całym sobą wydarzenia wraz z bohaterami, a raz wątpił w całą morgensterno-goldmanową maskaradę. Raz wciąga nas w dramatyczność kolejnych scen, a raz mówi, by się tym nie przejmować i dosłownie obniża napięcie, co jakiś czas wręcz psując fabułę.
Pisarz zastanawia się, w jakim celu czytamy. Czy powodem jest próba przekonania się o własnych możliwościach intelektualnych? Czy poznania historii, która oderwie nas od codzienności? Wiadomo, jaką odpowiedź wybierze większość czytelników. William Goldman „omijając” nudnawe fragmenty – szczególnie te, które krytycy uznają za swoistą satyrę społeczną (oraz zachwycają się nimi, czego autor nie omieszka wspomnieć w partiach dygresyjnych), i ciągną się przez kilka, a nawet kilkanaście stron – pokazuje, że w budowaniu historii liczy się akcja, dobre dialogi, wyraziste postaci, pełne emocji przygody, a przede wszystkim dobra zabawa. To właśnie ona jest kluczem do zrozumienia dziwaczności Narzeczonej księcia. Bo po co Goldman przypisał autorstwo swojego dzieła komuś innemu, dlaczego co rusz dodaje dygresje zdradzające, co miał na celu, tworząc stereotypowe postaci w bardzo niestereotypowy sposób? Odpowiedź jest jasna – pisarz czerpał ogromną przyjemność z tworzenia tej zakręconej powieści.
Dziwny twór
Świadomość fikcyjności dzieła na różnych płaszczyznach wiąże się z pastiszowo-parodystycznym charakterem powieści – trudno jest zaklasyfikować dzieło do albo pastiszu, albo parodii. Dlaczego? Ponieważ są to formy zbliżone do siebie i często ciężko je rozróżnić, a Narzeczona księcia jest właśnie takim tworem pośrednim. Z jednej strony wywołuje skojarzenia ze stylem typowym dla romansu, książek przygodowych i fantasy, a jednocześnie pisarz stara się nie odwracać uwagi czytelnika od ukazanej w powieści fikcji. Z drugiej jednak Goldman miejscami wręcz karykaturuje styl, prezentowane postaci, czy chociażby absurdalne wydarzenia i tym samym odrywa nas od fabuły.
Formy te są tylko pozornie antagonistyczne wobec siebie. Obie strategie – pasztiszowa i parodystyczna, subtelnie się uzupełniają, dzięki czemu nie mamy wrażenia, że Narzeczona księcia ma być szopką, w której jest absolutnie wszystko, ale swoistym hołdem dla historii i tropów, które zostawiają czytelnika z nadzieją na lepsze jutro. Przecież historia Inigo, uczucia Fezzika, czy chociażby relacja Buttercup i Westley’a są przedstawione “na poważnie”. Zaś fragmenty napisane z przymrużeniem oka odgrywają rolę rozładowania napięcia związanego z cierpieniem bohaterów, a także przełamania sztampy gatunkowej poprzez groteskowo brzmiące wypowiedzi.
William Goldman w pewien sposób tchnął życie zarówno w postaci, jak i wydarzenia, które zawieszone były między archetypami – pirata, księżniczki, Hiszpana itd., a zastygłymi stereotypami – najpiękniejszej kobiety, będącej uosobieniem anioła; olbrzyma głupka, czy narwanego Hiszpana, który ma problem z alkoholem. Pisarz przełamuje je poprzez groteskę i demaskuje, aby ukazać prawdziwą naturę bohaterów – ich mocne i słabe strony.
Miłość iście nieromantyczna
Tematem powieści tylko z pozoru jest uczucie między parobkiem a mleczarką (przyszłą księżniczką), o czym wciąż przypomina nam stwierdzenie:
Miłość to najlepsza rzecz na świecie, poza kroplami na kaszel.
Miłość jest głównym katalizatorem historii, lecz ostatecznie opowieść wcale nie przedstawia nam romantycznego uczucia, a wręcz miejscami z niego kpi. Goldman ściera warstwę kolorów miłości, jakie malowała przez lata kultura. Westley i Buttercup to para o dużym miłosnym potencjale – zakochanie, rozłąka, nagły zwrot akcji, niesamowite przygody – ale nie pozbawiona wad. Niesnaski pomiędzy nimi są owszem urocze i dowcipne z punktu widzenia obserwatora, lecz na dłuższą metę mogą być uciążliwe, o czym informuje nas narrator w jednym z zakończeń.
Aby nie rozczarować czytelnika, pisarz postanowił pokazać to, co (ponoć) nierozerwalne i chętnie przedstawiane w powieściach fantasy – braterską przyjaźń. Szczerą. Szczodrą. Sprawiedliwą.
Relacje między bohaterami można nazwać wręcz podręcznikowymi i ani na moment czytelnik nie będzie miał wrażenia, że są one karykaturalne (pomimo zabawnie brzmiących dialogów, których nikt by się nie spodziewał). Sposób, w jaki wzajemnie się do siebie odnoszą pełen jest szacunku i taktu. Mowa tutaj o trio: Westleyu, Inigo Montoyi oraz Fezziku. Pomimo swoich słabości, akceptują się. Ich relacja rozwija się od przypadkowego zdarzenia, przez docenienie swoich umiejętności i w końcu w przyjaźń.
Warto zwrócić uwagę na zasadę przyjaciele nie kłamią albo jeśli kocham, to nie kłamię. Bycie szczerym w fabule powieści Narzeczona księcia ma wielką moc już od fikcyjnego wstępu autora, który okłamuje żonę, ta zaś kryje syna, który okłamuje ojca, że przeczytał książkę. Początek nie wygląda zatem cukierkowo. Być może dlatego zmyślony William Goldman tak pragnie podarować synowi szczególny prezent, by ten nie zwątpił bądź nadal miał nadzieję, że istnieje prawdziwa miłość, której nie doświadczył w domu. Wszystko zmienia się już we właściwej akcji powieści. Większość bohaterów jest szczera (czasem aż do bólu), jak to bywa w bajkach, a tylko ci źli kłamią, jak chociażby książę Humperdnick, Sycylijczyk czy hrabia Rugen (łgarskie trio) i przez to są samotni, brutalni i uważani za tchórzy.
Drobne kłamstewka mogą służyć dobremu zakończeniu, ale one w książce nazywane są podstępem lub blefem:
Wcale mnie nie okłamałeś, tylko użyłeś podstępu, a mój ojciec zawsze powtarzał, że podstępy są w porządku.
Tak czy siak nawet małe kłamstwo ostatecznie nie popłaca, o czym przekonuje się Westley, który informując ukochaną o swojej śmierci, owszem zachował życie i przekonał się o uczuciu dziewczyny, ale przy tym ogromnie zranił Buttercup. Warto też zauważyć, że i ona, i olbrzym to jedyne osoby, które nie dopuszczają się łgarstwa i przez to chcąc czy nie chcąc są traktowane mało poważnie.
Prawda to zderzenie się z rzeczywistością i zrozumieniem, że świat nie jest sprawiedliwy. W zasadzie tę mądrość przekazuje nam powieść Williama Goldmana, bycie dobrym bądź złym wcale nie wpływa na lepszą jakość życia, a jedynie na moralne poczucie spełnienia i nadzieję, że szlachetnym ludziom złe rzeczy się nie przytrafiają.
Narzeczona księcia w popkulturze
Na podstawie powieści Narzeczona księcia Williama Goldmana powstał film o tym samym tytule. Reżyser i scenarzysta postanowili nieco zmienić kształt oryginalnej historii pod względem formy. A zatem w adaptacji nie znajdziecie odautorskich dygresji Goldmana, a czytającego książkę wnuczkowi dziadka, który będzie wtrącał swoje uwagi i komentował reakcje chłopca. W ten sposób została zachowana parodystyczno-pastiszowa forma, lecz ubrano ją w familijne wdzianko wraz z wielkimi wzruszeniami, dużą dawką sympatycznego humoru, bez brutalnej przemocy i ostatecznej śmierci. Zarówno powieść, jak i film stały się ikonami popkultury. Goldmanowi udało się stworzyć historię, która pomimo wyraźnego motywu metatekstowego, przekazuje esencję fantasy, romansu i opowieści przygodowej.
Warto zwrócić też uwagę na wiele miejsc, w których znajdziemy odniesienia do tej kultowej książki. Nie sposób zapomnieć epickiej postaci Inigo Montoyi, który całe życie poświęcił, by móc się zemścić na mordercy swojego ojca. Scenę pojedynku między Hiszpanem i hrabią oraz powtarzane przez szermierza słowa: Nazywam się Inigo Montoya, zabiłeś mojego ojca, szykuj się na śmierć, wykorzystano w powieści (a także w serialu) „Gra o tron” podczas dramatycznej i łamiącej serce walki Oberyna Martela z Gregorem Cleganem zwanym Górą.
Ponadto luźne nawiązania do książki Goldmana znajdziecie również w grze Fallout, gdzie występują nietoperze olbrzymy, filmie Kill Bill – jedna z bohaterek ma blizny jak Inigo Montoya, czy Piratach z Karaibów (podobieństwa można znaleźć w kreacji bohaterów), Sabrinie nastoletniej czarownicy, Shreku 2, a także w Seinfeldzie (kaseta VHS z filmem). Jeśli znacie jeszcze jakieś popkulturalne odniesienia do powieści Narzeczona księcia, bardzo proszę, dajcie znać w komentarzach.
Potrzeba rekonstruowanych narracji
Postmodernizm wzbudził w nas potrzebę nowych narracji, opowiedzenia na nowo starych legend i historii. Przykładami tej tendencji są chociażby popularna powieść Marion Zimmer Bradley Mgły Avalonu albo Mitologia nordycka i Koralina Neila Gaimana.
Zmiana perspektywy, inna konwencja czy forma utworu – to zawsze nowe oblicze opowieści, które trwają w naszej kulturze. William Goldman kreując historię w taki sposób, wybudził z długiego letargu sztampową fabułę, poprzez swoistą dekonstrukcję konwencji i demaskację gatunków. Pisarz bawi się znanymi motywami i tym samym zastanawia się (poprzez zastosowanie formy pastiszowo-parodiowej), dlaczego akurat w takich, a nie innych, kontekstach muszą funkcjonować romans i powieść przygodowa, a w tym stworzone postacie.
Ponadto według pisarza, to jak chcielibyśmy zamknąć historię, zależy wyłącznie od nas samych (podobny zabieg zastosował choćby Marek Huberath w powieści Gniazdo światów). Opowieść trwa, a jej symboliczna śmierć następuje wraz ze zesztywnieniem/skostnieniem opowieści. Goldman już we wstępie informuje nas:
Oto „najlepsze wyjątki” „Narzeczonej księcia”. Napisał je S. Morgenstern. Mój ojciec przeczytał mi je kiedyś. A teraz daję je wam. Wszyscy bylibyśmy bardzo ciekawi, co z nimi zrobicie.
Autor zostawia nas z trzema zakończeniami: Morgensterna, ojca i swoim, ale daje też nam furtkę, by kontynuować perypetie ulubionych bohaterów. Historia trwa, nie ma postawionej kropki.
Podsumowanie
William Goldman co prawda naśladuje konwencje fantasy i baśni, ale nadaje im oryginalny ton. Stawia pomost między przeszłością a teraźniejszością. To, co było, jest pewną estetyką, na której fundamentach nadbudowuje to, czego oczekujemy od literatury i kultury – dialogu z przeszłością i nową narracją dostosowaną do naszych czasów.
Narzeczona księcia to wspaniała powieść, która nie tylko dostarczy rozrywki, lecz także pozostawi u czytelnika wrażenie żywej historii, nie znającej pojęcia czasu. Znajdziecie w niej: prawdziwą miłość, tragiczne wybory, wielką przygodę i subtelny humor. Usłyszycie słowa mające dużą moc. Miłość. Przyjaźń. Zemsta. Prawda. Sprawiedliwość. Wolność. Dla takich książek, warto czytać!
Narzeczona księcia to z pewnością powieść, którą można nazwać klasykiem gatunku i bez najmniejszych wątpliwości umieściliśmy ją na naszej liście Książek fantasy, które warto przeczytać. Zachęcamy zatem do jej lektury, może znajdziecie też inne tytuły, które Was zainteresują.
Natomiast jeśli gustujecie w sci-fi, horrorze bądź weird fiction również zapraszamy do lektury naszych artykułów. .
Ocena: 10/10
PS. Też jesteście miłośnikami Narzeczonej księcia? Co najbardziej zapadło Wam w pamięć po lekturze tej wspaniałej powieści? Dajcie proszę znać w komentarzach.

Categories: Fantastyka, Klasyka
Nigdy nie miałam styczności z tym autorem, ale z pewnością to naprawię po lekturze Twojego artykułu! 🙂
Bardzo mi miło!
Daj znać proszę, jak wrażenia po lekturze. 🙂
Świetna recenzje. Mam tę książkę i chciałabym się za nią zabrać w końcu, bo to nie pierwsza pozytywna opinia, która czytam:)
Dziękuję bardzo, na pewno nie będziesz zawiedziona. 🙂
I koniecznie daj znać, jak wrażenia po lekturze.