„Koniec dzieciństwa” Arthur C. Clarke – klasyka sci-fi

Niedawno pisaliśmy o powieści Kwiaty dla Algernona Daniela Keyesa, tym razem postanowiliśmy sięgnąć po kolejnego klasyka sci-fi z serii Wehikuł czasu, a mianowicie Koniec dzieciństwa Arthura C. Clarke’a. Czy ta wydana ponad sześćdziesiąt lat temu (1953) książka i zawarte w niej pomysły przetrwały próbę czasu? Przekonajmy się.

"Koniec dzieciństwa" Arthur C. Clarke

Zanim przejdziemy do omówienia samej powieści, myślę, że dobrym pomysłem będzie poświęcenie kilku słów okolicznościom, w jakich została wydana. Zimna wojna trwała w najlepsze, a niepokoje związane z możliwą wojną nuklearną spędzały sen z powiek całej ludzkości. Do pojawienia się pierwszego satelity okołoziemskiego brakowało jeszcze czterech lat, a do lądowania na Księżycu szesnastu – warto o tym pamiętać, chcąc naprawdę docenić pomysły zaprezentowane przez autora. Arthur C. Clarke, zainspirowany między innymi widokiem balonów nad Londynem w trakcie II Wojny Światowej, postanowił przedstawić swoją wizję przyszłości naszego gatunku. 

Koniec dzieciństwa  zaczyna się w momencie gdy… no właśnie, wersja wydana w roku 1953 osadzona została w trakcie zimnej wojny, natomiast nowy prolog napisany w roku 1991 pominął ten wątek i zastąpił go wyścigiem o podbój Marsa (reszta książki pozostała bez zmian). W obu przypadkach nad Ziemią pojawia się flota statków kosmicznych – okazuje się, że zanim człowiek zdążył wyruszyć do gwiazd, one przybyły do niego. Co ciekawe, celem obcej cywilizacji nie jest tutaj zniewolenie naszego gatunku, czy po prostu zniszczenie go przy pomocy efektownych laserów. Wręcz przeciwnie, Zwierzchnicy (tak zostają określeni przez ludzi), chcą ocalić ludzkość przed zagładą. Jak łatwo się jednak domyślić, nie wszyscy są gotowi ot tak uwierzyć w kosmiczny altruizm. Czy mają oni rację? O tym będziecie musieli przekonać się sami.

Koniec dzieciństwa we Wszechświecie

Gwiazdy nie są dla człowieka.

Ludzie od zawsze wykazywali tendencję do szukania potężnych obcych sił, w których mogliby znaleźć oparcie. Mając takiego opiekuna, moglibyśmy, do pewnego stopnia, trwać w wiecznym dzieciństwie. Wykorzystując ten motyw, Arthur C. Clarke postanowił przeprowadzić eksperyment – co by się stało, gdyby naprawdę objawił się swoisty anioł stróż, gotowy czuwać nad naszym gatunkiem? Jednej z możliwych odpowiedzi udziela Koniec dzieciństwa.

Zwierzchnicy bardzo szybko i sprawnie kładą kres wszelkim konfliktom zbrojnym oraz rozwiązują problemy chociażby jak głód, czy przemoc wobec zwierząt. W planach jest też stworzenie Państwa Światowego. Dzięki postępowi automatyzacji ludzie nie muszą już pracować i mogą poświęcić się w pełni swoim pasjom. Mogłoby się wydawać, że Zwierzchnicy stworzyli prawdziwą utopię, w której nasz gatunek nareszcie będzie mógł bez żadnych przeszkód rozkwitnąć. Niestety, rzeczywistość jest inna.

Żadna utopia nie zadowoli wszystkich. Gdy warunki życiowe człowieka poprawiają się, podnosi poprzeczkę i nie zadowala się już władzą ani stanem posiadania, które kiedyś wydawały mu się niemożliwym do spełnienia marzeniem. Nawet kiedy osiągnie już wszystko, co mógł mu zaoferować świat, pozostają jeszcze głębie umysłu i tęsknoty serca.

Nauka i sztuka zaczynają podupadać, nikt nie mówi już o podboju kosmosu. Nadmiar wygód szybko prowadzi do lenistwa, a przytłaczająca potęga technologiczna Zwierzchników odbiera zdecydowanej większości ludzkości jakąkolwiek chęć do działania. Okazuje się, że cierpienie było jednym z kluczowych czynników, dla rozwoju naszego gatunku. Zwierzchnicy przyjmują rolę rodziców, a ludzie wiecznych dzieci.

Coś więcej niż nauka

Nauka może zniweczyć religię, po prostu ją ignorując.

W trakcie kiedy powstawał Koniec dzieciństwa, Arthur C. Clarke zafascynowany był zjawiskami nadprzyrodzonymi (potem stał się sceptykiem) i widoczne jest to w powieści. Zaraz po przybyciu Zwierzchników dowiadujemy się, że odrzucają oni religię i preferują naukowe podejście do zrozumienia wszechświata. To jednak nie wszystko. W trakcie lektury możemy zauważyć, że przedstawiciele obcej cywilizacji poszukują na Ziemi informacji, dotyczących wszelkich zjawisk paranormalnych. Zwierzchnicy nie uważają, iż nauka sama w sobie jest ostatecznym celem, twierdzą, że ma ona prowadzić do czegoś większego. Czyżby rasa aniołów stróży również szukała oparcia w czymś potężniejszym od siebie? Pomimo iż wątek ten nie został, według mnie, w pełni rozwinięty, myślę, że warto zwrócić na niego uwagę. 

Pierwsze spotkanie

Pomimo iż motyw pierwszego spotkania z obcą cywilizacją pojawia się w dosłownie setkach powieści sci-fi, wciąż pozostaje on jednym z moich ulubionych. Zazwyczaj kosmici przedstawiani jako mniej lub bardziej, ale mimo wszystko humanoidalne istoty, o potrzebach w miarę zbliżonych do naszych lub stworzenia będące w rzeczywistości osobliwymi gatunkami zwierząt. Bardziej interesujące, według mnie, jest podejście zaprezentowane chociażby w Trzech Stygmatach Palmera Eldritcha, Ślepowidzeniu, czy Solaris – a co, gdyby okazało się, że obcy byliby od nas tak różni, że komunikacja z nimi nie byłaby możliwa? Może nawet nie bylibyśmy w stanie wzajemnie dostrzec swojej obecności? W książce Koniec dzieciństwa mamy okazję zobaczyć tak humanoidalnych kosmitów, jak i coś zupełnie innego – chcąc jednak uniknąć większych spoilerów, na tym zakończę omawianie tego wątku. 

Stare hard sci-fi

Obecnie hard sci-fi kojarzy nam się głównie z przepełnionymi naukowymi faktami i spekulacjami powieściami, takimi jak choćby Piorun kulisty Cixina Liu, czy 7EW Nela Stephensona. W trakcie swojego wydania, jednym z najważniejszych przedstawicieli tego gatunku był jednakże właśnie Koniec dzieciństwa. Warto jednak wspomnieć, że tutaj rozważań takich jest zdecydowanie mniej. Niestety, powieść Clarke’a nie ustrzegła się wad często trapiących książki hard sci-fi.

Bohaterowie przedstawieni przez pisarza są zaledwie rekwizytami, mającymi na celu ruszenie fabuły do przodu. Jest to zabieg popularny w tym podgatunku fantastyki naukowej i nie byłoby na co narzekać, gdyby autor był mu wierny w całej powieści. Niestety, Arthur C. Clarke kilkukrotnie zdecydował się na dosyć obszerną ekspozycję postaci, które potem już się w książce nie pojawiają. Podobnie z opisami niektórych miejsc. Między innymi przez to Koniec dzieciństwa momentami cierpi na znaczące spadki tempa (szczególnie w części trzeciej), które mogą być uciążliwe w trakcie lektury. Na szczęście sama końcówka powieści i jej zakończenie rekompensują wymienione wyżej wady i na stałe pozostaną w pamięci każdego czytelnika sci-fi.   

Podsumowując:

Koniec dzieciństwa Arthura C. Clarke’a to jedna z klasycznych powieści sci-fi i pomimo pewnych problemów z tempem, jak i upływu lat, wciąż bardzo atrakcyjna pozycja dla miłośników fantastyki naukowej. Pomysły przedstawione przez autora zachęcają nas do zastanowienia się nad tym, jak mógłby wyglądać nasz pierwszy kontakt z obcą cywilizacją, gdzie jest nasze miejsce we wszechświecie, czy wreszcie jaka przyszłość czeka nasz gatunek. Powieść Clarke’a z pewnością zasługuje na miejsce w każdym zestawieniu książek sci-fi, które warto przeczytać. Polecam. 

Ocena: 7/10

PS. A jakie Wy mieliście przemyślenia po lekturze Końca dzieciństwa? Bardzo proszę dajcie znać w komentarzach. 



Categories: Klasyka, Książki, Książki sci-fi, Różne

Tags: , , , , , , , , ,

15 replies

  1. Bardzo chcę przeczytać tę powieść, tylko, tradycyjnie, obawiam się sci-fi. 🙂 Po Lemie zraziłam się tak skutecznie do tego gatunku, że powoli idzie mi przekonywanie się do niego. 🙂

    • Hmm, jeśli Lem Cię zniechęcił, to odradzam większość hard sci-fi. Z serii Wehikuł Czasu szczególnie polecam w takim razie „Kwiaty dla Algernona”. 🙂 „Koniec dzieciństwa” też w sumie bardzo naukowy nie jest, powinien być ok.

  2. Powieść jest ekstremalnie nudna. Już lepiej od tego czyta się „Nad Niemnem” (!). Wiem, że to klasyka itp. Ale po prostu Clarkowi mówię nie. Jego opowiadania też wywołują ból d… Pamiętam jedno szczególnie idiotyczne, kiedy doprowadzono do połączenia wielu urządzeń (jakieś centrale telefoniczne itp.) w jedną sieć. Sieć oczywiście „ożyła” i przejęła kontrolę na ludźmi. Co za dramat. Nie mam pojęcia kto okrzyknął tego faceta klasykiem gatunku. A serial, o którym mowa jest w komentarzach, to już wyjątkowy szajs.
    Drugi mój „ulubieniec” to Lem. „Chłopi” i „Noce i dnie” to przy produktach tego pana rozrywka na poziomie produkcji od Marvela. W dzisiejszych czasach nie wydałby pewnie ani jednej książki, ale wówczas komuna utrzymywała całe stada takich literatów. Drukowali im wszystko, płacili uposażenie i jeszcze zapewniali im turnusy w domach literatów, gdzie towarzystwo chlało, żarło i śmiało się z głupich polaczków, co w fabryce na 3 zmiany musieli tyrać. Tym, co mają wątpliwości polecam np. powieść „Astronauci”. Jest to wspaniały przykład bezwstydnego lizania komunistycznej władzy niemytego rowa.

    • Widzę, że faktycznie nie siadły Ci książki tych autorów. Mnie akurat powieści Clarke’a nie nudziły i „Koniec dzieciństwa”, czy „Odyseję kosmiczną” czytałem z przyjemnością, ale w pełni rozumiem – też mam klasyków, których po prostu nie czuję. Jeśli chodzi o „Astronautów”, przeczytam i na pewno się odniosę. Dzięki za komentarz!
      PS. Jeśli o domy literatów chodzi – niedawno powtarzałem „Mistrza i Małgorzatę”, od razu w mojej głowie pojawił się obraz Massolitu.

    • Szczerze mówiąc nie bardzo wiem czy piszesz na poważnie, czy trollujesz.
      Ja Clarke’a ubóstwiam Przede wszystkim własnie za genialne opowiadania. „Gwiazda” i „Spotkanie z meduzą” mam już praktycznie w pojedynczych kartkach bo książki się już dawno porozklejały.
      Oczywiście nie mam tu zamiaru nikogo nawracać siłą. A co do tej sieci, która przejęła kontrolę nad ludźmi to czy jesteś pewien, że nie chodzi przypadkiem o „Odpowiedź” Fredrica Browna?

    • Dzień dobry,
      Przydały by się, no tego, pewne konkretne środki ze średniowiecza. To są herezje 🙂

      A merytoryczne:

      Tego z siecią telefonów co się rządzi Clarka nie pamiętam za bardzo (to chyba nie „Telefon od Maud”?), mnie zapadło w pamięć bardzo podobne ze zbiorku Primo Leviego (polecam całokształt SF i nie tylko przy okazji jako minimum tom „Najlepsza jest woda”). Clark pisał dość nierówno, 2001 i dalsze w serii to klasyka bez wahania, inne mogą być dyskusyjne, tu się zgodzę. To zależy tez kiedy to wydane i w jakim społeczeństwie. Komputer co generuje imiona bogów („Dziesięć miliardów imion boga”) dzisiaj zmieści się w laptopie i to małym więc każdy może spróbować napisać uruchomić taki program na kolanie, starczy laptop, jakaś bateria, foto panel, piknik pod drzewkiem i się bawisz dożywotnio. To zmienia perspektywę zdecydowanie poprzez powszechną dostępność (pomijam łączność globalna internetem choćby przez satelity i maile). Pomysły Clarka pierwotne jak chociażby łączność satelitarna to klasyka. Wypada docenić.

      Lem na tym portalu jest niedoceniony ogólnie, to jest fakt niedyskusyjny.
      „Astronauci” i „Obłok Magellana” mają pewne naleciałości i słabości, zgoda ale to jest wyjątek. Reszta dzieł ma bardzo poważne i na serio treści. Drażnić mogą pewne wszechobecna postacie z innych uniwersów które do poważnych dzieł mi przynajmniej nieco nie pasują: Tichego w „Pokoju na ziemi” czy „Wizji lokalnej” oraz Pirxa (i tego drugiego jakby alter ego) we „Fiasku”. Z tego samego powodu (nieodpowiednia dla mnie, baśniowa, oniryczna i za lekka forma) nie przepadam za „Bajkami robotów”.
      Rozwiązania techniczne i pomysły społeczne są za to półki super. W jakiej powieści innej masz nanotechnikę w latach 60 („Eden” i to coś co budowało szklany mur, „Niezwyciężony” i ta szokująca super ewolucja automatów Lyrian), automatyzacje na poważnie („Eden”, „Pokój na ziemi”, „Fiasko”, „Młot”) – zwracam uwagę na lata wydania też, zagadnienia kontaktu z innym intelektem i związane z tym problemy: „Solaris”, „Eden”, „Fiasko”, „Golem”, wiele innych czy modele społeczne „Powrót z gwiazd”, „Wizja lokalna”. W „Powrocie z gwiazd” poza niezwykle powaznym problemem społecznym masz nawet dzisiejsze mapy nawigacyjne oparte o GPS czy eboki różnych typów (graficzne, czytane) łącznie z komputerowymi bibliotekami – który to jest rok pisania !
      W „Regule Leprekogoś tam” (zawsze zapominam tytułu) masz białkowo – elektroniczny komputer czerpiąc informację bezpośrednio z przestrzeni jako takiej i rozszerzający swe poznanie z prędkością światła,zbudowany na podstawie obserwacji tropikalnych mrówek mających w podwyższonej temperaturze powietrza zdolności telepatyczne. Kto miał jeszcze takie pomysły? A system społeczny to nie sprzyjał ani podróżom ani swobodnemu drukowaniu.

      Dzieła filozoficzne to pomijam zupełnie.

      • Tekst o Lemie jest już w planach od dłuższego czasu, ale w obecnej sytuacji niesety musimy skupić się na pracy i trochę nam to zajmie. 🙂

  3. Musze stwierdzić, że Rebis zrobił kawał dobrej roboty z ta serią!

  4. IMHO to nie jest powieść o kontakcie z obcą cywilizacją a opowieść o ewolucji gatunku ludzkiego. 🙂

    • Myślę, że obie odpowiedzi są tutaj prawidłowe. Powiem Ci, że „pierwszy kontakt” jest ostatnio jednym z moich ulubionych motywów i szczególnie go wypatruję w książkach. 🙂
      Co do Clarke’a jeszcze – widziałem, że w innym komentarzu pisałeś o „Gwieździe” i „Spotkaniu z meduzą”, dodałem do listy czytelniczej już. 🙂

Trackbacks

  1. "Niezwyciężony" Stanisław Lem - Fantasmarium
  2. Książki sci-fi, które warto przeczytać - Fantasmarium - polecane sf

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

%d bloggers like this: