Po lekturze Trzech stygmatów Palmera Eldritcha, postanowiłem zabrać się za kolejną klasyczną powieść sci-fi, a mianowicie Kwiaty dla Algernona Daniela Keyesa. Czy warto sięgnąć po tę książkę? Co sprawia, że znajduje się ona na niemal każdej liście najlepszych powieści fantastycznonaukowych? Przekonajmy się.

Zanim przejdziemy do właściwej recenzji, pozwolę sobie przytoczyć motto powieści – fragment Państwa Platona, w przekładzie Władysława Witwickiego, które doskonale komponuje się z przesłaniem książki:
Gdyby ktoś miał rozum, toby pamiętał, że dwojakie bywają zaburzenia w oczach. Jedne u tych, którzy się ze światła do ciemności przenoszą, drugie u tych, co z ciemności w światło. Więc gdyby wiedział, że to samo dzieje się i z duszą, to kiedykolwiekby widział, że się któraś miesza i nie może niczego dojrzeć, nie śmiałby się głupio, tylko by się zastanowił, czy ona wraca z życia w większej jasności i teraz ulega zaćmie, czy też z większej ciemnoty weszła w większą jasność i zbytni blask ją olśnieniem napełnia – wtedy by jej stan i jej życie uważał za szczęście, a litowałby się nad tamtą. A gdyby się śmiał i z niej, to mniej śmieszny byłby jego śmiech nad nią niż pod adresem tamtej, która z góry, ze światła przychodzi.
Czytając Kwiaty dla Algernona, poznajemy historię obdarzonego bardzo niskim IQ Charliego Gordona. Mężczyzna, porzucony przez rodziców, pracuje jako woźny w piekarni i marzy o tym, aby kiedyś udało mu się nauczyć czytać i pisać, a następnie prowadzić inspirujące dyskusje ze studentami pobliskiego uniwersytetu. Nagle okazuje się, że dzięki eksperymentalnej terapii, jak dotąd przetestowanej tylko na zwierzętach, możliwe jest stopniowe zwiększenie jego ilorazu inteligencji do poziomu geniusza. Charlie oczywiście postanawia poddać się operacji, która pozwoli mu nie tylko w końcu stać się mądrym, lecz także zdobyć przyjaciół i odzyskać miłość rodziców. A przynajmniej tak mu się wydaje.
Kwiaty dla Algernona napisane zostały w formie wpisów do dziennika, prowadzonego przez Charliego Gordona w trakcie trwania eksperymentu. Przez kilkadziesiąt pierwszych stron notatki pełne są błędów ortograficznych i językowych (podejrzewam, że fragmenty te musiały być nie lada wyzwaniem dla tłumacza), co zmienia się wraz ze wzrostem inteligencji głównego bohatera. Dzięki temu zabiegowi jesteśmy świadomi myśli Charliego, obserwujemy jego stopniowy rozwój i możemy dostrzegać we wpisach więcej, niż nawet on sam. W trakcie lektury warto pokusić się o skonfrontowanie swoich wniosków, z tymi wyciąganymi przez bohatera.
Powiedziała, że nieważne, ale nie powinienem się martwić jeśli odkryję, że nie wszyscy ludzie są tacy mili, jak mi się wydaje.
W miarę tego, jak Charlie staje się coraz mądrzejszy, zaczyna zauważać, że świat w rzeczywistości jest zupełnie inny, niż sobie wcześniej wyobrażał. Dawni przyjaciele tak naprawdę wykorzystywali go jako chodzące pośmiewisko, matka nie mogąc zaakceptować choroby syna, chciała na siłę uczynić go normalnym i wiele innych. Co ciekawe, sytuacja staje się jeszcze gorsza, gdy role się odwracają i Charlie znacząco przerasta inteligencją całe swoje otoczenie. Znajomi z pracy znowu go odrzucają, ale tym razem dlatego, iż jego gwałtowny rozwój sprawia, że dostrzegają swoje słabości, nie mogą znieść uczucia, że są teraz głupsi od idioty.
Łatwo jest mieć pszyjaciuł jak da się ludziom z siebie śmiać.
O ile przez długi czas dostrzegamy tylko krzywdę wyrządzaną głównemu bohaterowi (rzadko kiedy autor pokazuje nam punkt widzenia innych postaci), o tyle w pewnym momencie zauważamy, że stał się on chłodny dla innych, zaczął spoglądać na nich z góry. Sztuczne zwiększanie inteligencji jest tutaj w zasadzie rekwizytem, mającym podkreślić niezdolność ludzi do pokonywania dzielących ich różnic (szczególnie intelektualnych), bez wyrządzania sobie nawzajem krzywdy. Tutaj też dochodzimy do jednego z najważniejszych motywów pojawiających się w książce – pogoń za wiedzą, ignorującą ludzkie uczucia.
W powieści Keyesa nie przez przypadek pojawiają się odniesienia do Raju utraconego Johna Miltona i wygnania Adama i Ewy z Edenu. Kwiaty dla Algernona przedstawiają bowiem historię bardzo podobną, tyle że w tym przypadku, zjedzenie owocu z Drzewa poznania dobra i zła zostaje niejako wymuszone na głównym bohaterze. Naukowcy przyjmują role bogów, uważają, że tak naprawdę to oni stworzyli Charliego, że wcześniej nie był on nawet wartościową osobą. W swojej pysze zapominają o tym że, jak wspomina główny bohater:
Umysł całkowicie zaprzątnięty samym sobą jako celem głównym, przy jednoczesnym wykluczeniu normalnych stosunków międzyludzkich, rodzi wyłącznie gwałt i ból.
Charlie zauważa, że eksperyment, skupiając się tylko na osiągnięciu założonych przez naukowców wyników, skazał go na cierpienie i samotność. Gwałtownemu rozwojowi inteligencji bohatera, nie towarzyszy równie szybki rozwój emocjonalny – dziecko zostaje nagle obdarzone wiedzą i świadomością, które w normalnych warunkach powinno nabywać latami. Nie jest on gotowy na zmierzenie się ze swoją przeszłością, czy nawet nawiązywanie zwykłych relacji z innymi ludźmi.
W trakcie lektury Kwiatów dla Algernona, przypomniał mi się cytat z powieści Kantyczka dla Leibowitza Waltera M. Millera, dobrze oddający ducha książki Keyesa – … ani nieskończona władza, ani nieskończona mądrość nie mogą obdarzyć człowieka boskością. Musi być bowiem jeszcze nieskończona miłość. Traktując naukę jako cel sam w sobie i wykorzystując człowieka zaledwie jako obiekt eksperymentu, jak to miało miejsce w przypadku Charliego Gordona, tak naprawdę jedynym możliwym wynikiem jest cierpienie.
Podsumowując:
Kwiaty dla Algernona to klasyczna powieść sf, która w żaden sposób nie straciła na aktualności. Przyglądając się życiu Charliego Gordona, trudno nie zastanowić się nad postępującą dehumanizacją nauki i okrucieństwem wobec słabszych, w taki czy inny sposób, ludzi. Książka Keyesa zachęca nas do kwestionowania świata takiego, jakim go widzimy, bycia otwartym na inne punkty widzenia i po prostu zachowanie swojego człowieczeństwa. Od pierwszej strony, aż do wstrząsającego zakończenia Kwiaty dla Algernona są naprawdę wspaniałą, wzruszającą powieścią, po którą powinien sięgnąć każdy miłośnik dobrej literatury, nie tylko fantastyki naukowej.
Ocena: 10/10
Czytaliście Kwiaty dla Algernona? Jak Wy oceniacie tę książkę? Bardzo proszę, dajcie znać w komentarzach.

Categories: Fantastyka, Klasyka, Książki, Książki sci-fi
Dla mnie to też jedna z najmądrzejszych i najbardziej wzruszających powieści sf, jaka kiedykolwiek została napisana. Bez dwóch zdań lektura obowiązkowa.
Zgoda. Według mnie obok właśnie „Kwiatów dla Algernona”, warto „Kantyczkę dla Leibowitza” przeczytać – podobny przekaz, bardzo mądra książka.
Dzięki temu tekstowi zapewne sięgnę po książkę. Wstyd się przyznać, ale do tej pory tak bardzo odstręczała mnie okładka, że nie mogłam się przemóc.
Bardzo się cieszę. 🙂 Naprawdę warto po nią sięgnąć – wspaniała, wzruszająca lektura.
Czytałem opowiadanie, które potem rozrosło się w omawianą powieśc. Było drukowane w którejś „Drodze do SF”. Pamiętam, że zrobiło na mnie kolosalne wrażenie.
Opowiadanie też znam z „Drogi do SF”, trzeciej albo czwartej części. Wspaniałe.
Bardzo chciałabym przeczytać tę książkę, ale mam jakieś wewnętrzne opory. Nie wiem, czy teraz jest dobry czas na taką pozycję, bo tematyka wydaje się trochę przygnębiająca.
Świetna recenzja!
Nie da się ukryć, „Kwiaty” są przygnębiającą lekturą. Niemniej – zdecydowanie warto po nią sięgnąć według mnie.