Koralina Neila Gaimana to wspaniała historia, która łączy smutek i melancholię płynące z baśni Andersena, grozę i dziwaczność opowieści braci Grimm oraz kreacjonizm Lewisa Carrolla. Przy tym książka nie traci na oryginalności, dzięki wyrazistym bohaterom i oryginalnemu odczytaniu otaczającej nas rzeczywistości. Brytyjski pisarz po raz kolejny udowadnia, że powrót do baśni, do korzeni, to nie przeżytek, ale ogromna potrzeba współczesności.

Artykuł został napisany w ramach naszego nowego cyklu recenzji książek zaliczanych do fantastyki młodzieżowej. Uważamy, że wartościowa literatura YA zasługuje na wyróżnienie na naszym portalu i chcemy zachęcać do czytania nie tylko dorosłych, lecz także tych nieco młodszych. Niedawno ukazały się teksty o Amulecie z Samarkandy Jonathana Strouda oraz Nie kończącej się historii Michaela Endego, innych książkach, po które z pewnością warto sięgnąć.
Koralina, mała dziewczynka, zaraz po przeprowadzce do podzielonego na kilka mieszkań starego domu z ogrodem, porastanym przez wysokie, sędziwe drzewa, stara się jakoś wykorzystać wolny czas, zanim rozpocznie się szkoła. Jednakże, jak to czasem bywa, nudzi się, a rodzice nie mają pomysłu, jak zająć się córką. Wymyślają całkiem wygodną (z punktu widzenia rodzica) rozrywkę: badanie nowego mieszkania. Niewinna, acz niebezpieczna zabawa. A przed dziećmi, małymi odkrywcami, przedmioty-śmieci, zakamarki, szpary, nieużywane klucze, dziwaczne sąsiedztwo – nic się nie ukryje. Nawet zamurowane, z pozoru nikomu niepotrzebne drzwi. Skoro o nich mowa, czy sądzicie, że dziewczynka nie ulegnie czarowi zamkniętych przez lata wielkich, rzeźbionych, drewnianych drzwi? Owszem, ale otworzy je tylko w obecności rodzica (nigdy nie wiadomo, co się za nimi kryje), który nieodpowiedzialnie nie zamknie ich na klucz. Ten zwyczajny akt lenistwa dorosłego zmieni na zawsze losy tytułowej bohaterki, a rzeczywistość już nigdy nie będzie taka sama.
Baśń na miarę naszych czasów
Baśnie są bardziej niż prawdziwe: nie dlatego, iż mówią nam, że istnieją smoki, ale że uświadamiają, iż smoki można pokonać
G. K. Chesterton
Dobra literatura, która ma ambicję przetrwania próby czasu, musi być nie tylko oryginalna, lecz także mieć wartość sama w sobie i przekazywać ją dalej. Postmodernizm, często nazywany epoką kryzysu, relatywizmu, kresu prawdy obiektywnej – przedstawia nam inną perspektywę, inne spojrzenie na baśń jako taką oraz na postrzeganie relacji dziecko – rodzice.
Tak jak sugeruje nam motto Koraliny, baśń nie jest podróżą w zakamarki wyobraźni – jak zwykło się mówić, lecz literackim odpowiednikiem opiekuna/przyjaciela, który mówi nam „dasz radę”, „nie jesteś tak samotny/samotna, jak Ci się wydaje”. Potwory, przeszkody skrojone na miarę naszych lęków i słabości można pokonać nie tylko w magicznej krainie, gdzie poczciwe dobro zwycięża, a zło zostaje ukarane, ale przede wszystkim w rzeczywistości – należy się z nią zmierzyć i zaakceptować. Co ciekawe, zazwyczaj w baśniach mamy dość jasny podział estetyczno-moralny: piękno to dobro, natomiast zło to brzydota. Neil Gaiman nie zastosował się do tego porządku rzeczy i w swojej powieści kieruje się zasadą, że zło (a w zasadzie egoizm) często stroi się w piękną maskę obłudy.
Koralina to współczesna baśń, w której odczytano na nowo trudną więź dziecka z rodzicami, zapominającymi, że kiedy malec dorasta, zaczyna sam podejmować decyzje i posiadać własne upodobania, mimo to ma też potrzebę bliskości z opiekunem.
Warto zatem zadać sobie pytanie czy Koralina to opowieść dla dzieci czy rodziców? Odpowiedź nie będzie zaskakująca – dla obu tych grup. Też na tym właśnie polega niezwykłość historii opowiedzianej przez Gaimana, pisarz oprócz dobrej rozrywki, proponuje też materiał skłaniający do poważnych refleksji. Najmłodsi będą widzieć w Koralinie małą, inteligentną i nieustraszoną bohaterkę, która ratuje swoich rodziców i inne dzieci, a także przypomną sobie, że zarówno fantazja, jak i rzeczywistość zastawiają pułapki na niewinnych. Druga strona może natomiast zwrócić uwagę na to, jak ważne jest umiejętne przejście z roli czujnego opiekuna w pewnym sensie zarządzającego życiem swojej pociechy, do przyjaciela szanującego jej niezależność.
Jak się ma Alicja do Koraliny?
Warto zwrócić uwagę na aluzję do dzieła Lewisa Carrolla Alicja po drugiej stronie lustra. Gaiman wykorzystuje motyw odbitej, odtworzonej rzeczywistości, do której wkracza się nie za pomocą lustra, a zamurowanych drzwi. Jest to o tyle ciekawe, że metafora drugiego świata wcale nie jest taka oczywista. Znając Alicję, wiemy, że to co znajduje się po drugiej stronie jest kuszące i atrakcyjne.
„Ależ będzie śmiesznie, kiedy zobaczą mnie przez lustro po tej stronie i nie będą się mogli do mnie dostać!”. Rozejrzała się po pokoju. Zauważyła, że wszystkie rzeczy, które dawniej oglądała w lustrze po tamtej stronie, są zwyczajne, czyli nieciekawe – ale za to cała reszta jest niezwykła.
Tak oto mała Alicja dobrowolnie, dla żartu przekroczyła granicę rzeczywistości i znalazła się w świecie nonsensu, abstrakcji. Koralina natomiast jest świadoma niebezpieczeństwa, jednakże zwycięża u niej wrodzona ciekawość i instynkt odkrywcy. Alicja wrasta, zachwyca się i dziwi nową krainą niezwykłości, zaś Koralina zachowuje dystans godny badacza. Dlaczego więc dziewczynka wkroczyła do odtworzonej rzeczywistości? Według mnie nie kierowało nią znudzenie codziennością (przecież cały czas coś eksplorowała), lecz to rozczarowanie rodzicami i bezsilność wobec narastającej samotności oraz niezrozumienia, pchnęły ją, do przekręcenia klucza w drzwiach i podążenia ciemnym, wilgotnym korytarzem.
Czy Koralina „straszy”?
Oryginalność Koraliny to nie tylko intertekstualne gry, ale przede wszystkim groza ukryta pod płaszczykiem rodzinnego ciepła, cudownie pachnących potraw i nieograniczonej „wolności”. Bohaterka odkrywa, że prawda jest lepsza od iluzji (wytworzonej przez Drugą matkę), nawet pięknie zaprojektowanej i skonfrontowanie się z tym faktem jest chyba największym wyzwaniem dla dziewczynki.
Neil Gaiman odkrywa przed nami kilka warstw grozy. To, co przeraża na pierwszy rzut oka, to oczywiście osadzone w oczodołach guziki, mechaniczność reakcji i poruszania się postaci z drugiego świata. Czytelnik podobnie jak bohaterka ma wrażenie, że coś tu nie gra. Drugą warstwą odczuwanego niepokoju jest ograniczoność wykreowanej rzeczywistości, istnienie pustkowia, nicości, która pochłania i może uwięzić duszę w wiecznym odrętwieniu. A skoro o tym mowa, to ostatnią i dla mnie najbardziej poruszającą jest kwestia emocji.
W trakcie lektury zwróćcie uwagę na komunikaty (nie rozmowę której w zasadzie nie ma) między córką a rodzicami – brak w nich czułości, zamiast tego są polecenia bądź zdawkowe, lekceważące wypowiedzi. Również Koralina nie stara się tego zmienić, jest chłodna i zobojętniała wobec mamy i taty. Wszystko się zmienia u Drugiej matki. Ta bez zająknięcia mówi „kocham”, „zależy mi na tobie”, lecz jest to kłamstwo, w które nie wierzy dziewczynka, chociaż tego brakuje jej w prawdziwym domu. Groza narasta wraz z odkrywaniem prawdy o świecie (zarówno realnym, jak i stworzonym). Koralina odważnie stawia czoła egoistycznej (drugiej) matce, która usilnie pragnie być kochaną, i walczy z nią o wolność swoich rodziców, innych dzieci oraz swoją. Poświęcenie Koraliny jest o tyle wzruszające, że w zamian otrzymuje to, co na początku. Pocieszającą jest natomiast jej świadomość, że nie musi się już bać i że chociaż rodzice nie potrafią tego okazać, kochają ją – o czym świadczą wspomnienia dziewczynki.
Kocie – mój drogi, osobliwy, przyjacielu
Gdyby historię Koraliny odczytywać tylko z punktu widzenia metafory (bądź co bądź na niej się skupiam), baśń wiele by na tym straciła. Neil Gaiman, co ciekawe, rzeczywistość i jej odtworzenie (w zasadzie próbę zapełnienia jedynie skrawka wiecznej pustki) przedstawia jako jedno, coś realnego, prawdziwego – mimo elementów fantastycznych; pisarz ukazuje bardzo płynną granicę między dwoma światami, gdzie lawiruje dość dla nas ludzi dziwaczna istota – czarny kocur. Koty i ludzi łączy często osobliwa więź, kochamy je, chociaż te są wobec nas śmiesznie obojętne i znudzone (bardzo dobrze pokazuje to choćby wiecznie zmęczony wieczorynkowy Bonifacy).
Bezimienny kot, bo: Wy, ludzie rozmieniacie się na drobne, natomiast koty trzymają się w garści (…) Wy, ludzie macie imiona. Dlatego że nie wiecie, kim jesteście, jest pewnego rodzaju przewodnikiem dziewczynki po nowoodkrytym świecie – jak Wergiliusz oprowadzał Dantego po Piekle – tak zwierzę w odróżnieniu do starożytnego poety pozostawia bohaterce samodzielne eksplorowanie krainy, od czasu do czasu wtrącając swoje trzy grosze.
Kocur pomimo pozornej obojętności (ostatecznie zależy mu na rezolutnej Koralinie) i sarkastycznego tonu, oprócz dziewczynki, to jedyna postać, którą można tutaj polubić. Pozostaje szczery i świadomy tego, kim w istocie jest. Co zabawne, wypowiedzi kota można potraktować jako swojego rodzaju aforyzmy.
Wydanie MAGa
Wydanie Koraliny w MAGu świetnie oddaje atmosferę onirycznej prozy Gaimana. Zamaszysta, fikuśna czcionka stylizowana na litery zapisane jakby różdżką. Fioletowoczarny kolor z migającymi refleksami – kojarzący się z zatarciem granicy między rzeczywistością a wyobraźnią, a na okładce gdzieniegdzie poukrywane elementy, które należy odkryć i zbadać. Forma wydania jest zatem interesująca pod względem artystycznym, dołącza do próby interpretacji baśni.
Podsumowanie
Koralina to z pewnością książka, którą warto, a nawet należy przeczytać. Neil Gaiman zapisze się w historii jako nie tylko poczytny pisarz, ale też twórca niesamowitych, oryginalnych, a przede wszystkim wartościowych narracji. Koralina to współczesna baśń, w której bohaterka musi sprostać narastającej wokół niej samotności, oswoić się z myślą, że nie jest już dzieckiem stale mogącym liczyć na ochronę rodziców, lecz sama musi wziąć odpowiedzialność za swoje życie i zmierzyć się ze swoimi lękami. Polecam!
Ocena: 10/10

Categories: Fantastyka, Fantastyka młodzieżowa, Różne
Bardzo ciekawa i trafna analiza utworu – to z pewnością wartościowa lektura dla małych i dużych, a na pewno jedna z ciekawszych współczesnych baśni. Magia Gaimana to coś niezwykłego!
Bardzo się cieszymy, że podobał Ci się artykuł. ! Jeśli chodzi o Gaimana – również jestem jego fanem i myślę, że wszystko co napisał, ma właśnie tę jego charakterystyczną magię. Moja żona na pewno jeszcze wypowie się na ten temat.
Dziękuję bardzo!
Tak,Gaiman według mnie „ożywił” ten gatunek i mam nadzieję, że stworzy więcej równie ciekawych historii. Swoją drogą, za jakiś czas zabiorę się za „Księgę cmentarną”. 🙂