„Miasteczko Salem” Stephen King – klasyka horroru

"Miasteczko Salem" Stephen King - recenzja

Szczególnie zachęcam do lektury tego artykułu osoby, które Miasteczko Salem mają już za sobą, lecz zastanawiają się, czy warto do niego wrócić. Powieść wydana 1975 roku nadal budzi wiele emocji, a przede wszystkim przeraża stopniowo wręcz leniwie budowanym napięciem, by nagle wrzucić nas w wir wydarzeń, które wyglądają nieprawdopodobnie, ale gdybyśmy się dłużej zastanowili, to w zasadzie mogą być całkiem możliwe, bo dlaczego nie?

Do Jerusalem wraca po wielu latach pisarz bestsellerów Ben Mears, aby zmierzyć się koszmarem, który nawiedzał go od traumatycznego wydarzenia z dzieciństwa. Chce napisać książkę opartą na jego przeżyciach w Salem. Przybywa do starego, opuszczonego domostwa budzącego w nim permanentny lęk, lecz okazuje się, że ktoś kupił już ruderę. Wkrótce w miasteczku dochodzi do niezwykłych wydarzeń – naraz w dziwnych okolicznościach znikają i umierają ludzie.

Proza Stephena Kinga wywołuje wiele emocji – niektórzy ją kochają, inni nie cierpią. Można się spotkać z zarzutem makdonaldyzacji jego twórczości – pisarz wydaje masowo powieści (podobno pisze dziennie 2 tys. słów), które są dynamiczne i napisane prostym językiem – akurat te oskarżenie, według mnie, można zaliczyć jako mocną stronę, tym bardziej, że gatunek, którym King się para, wymaga takiego stylu. Warto dodać, że książki Króla Horrorów są świadome popkulturowo i mają silne podłoże obyczajowe – uważam, że jest to największy walor jego twórczości. Pisarz przedstawia dosyć obszerną ekspozycję, do której niespodziewanie dodaje elementy nadprzyrodzone – w tym momencie część krytyków twierdzi, że to jest najsłabszy punkt prozy Stephena Kinga. Dlaczego? Choćby z tego powodu, że pisarz często posługuje się popkulturowymi clichés, a swoją popularność zawdzięcza tylko i wyłącznie ekranizacji Carrie w reżyserii modnego wówczas Briana de Palmy. Cóż, te zarzuty według mnie świadczą nie tylko o pretensjonalności wspomnianych krytyków, lecz także o ich ignorancji.

Zatem, czym jest Miasteczko Salem? Ile jest w nim horroru, a ile powieści obyczajowej? Czy książka ta zasługuje na miano wyjątkowej?

Małe, senne amerykańskie miasteczko

Właśnie, że nie żyje – odparł Gillespie, zapalając papierosa. Dlatego on tutaj przybył. Jest martwe, podobnie jak on. Umarło co najmniej dwadzieścia lat temu. Z całym krajem dzieje się to samo.

[Parkins Gillespie]

King jak mało kto potrafi trafnie opisać małomiasteczkową mentalność – bez nadęcia, ironicznego uśmieszku czy chociażby bez tonu zgorzkniałego mędrca. Prowincja w jego twórczości, a co widać bardzo wyraźnie w Miasteczku Salem, tylko pozornie jest tłem dla krwiożerczych wydarzeń. Mieszkańcy jakby w letargu kontynuują nudne, monotonne życie, które urozmaicają lokalnymi plotkami rozprzestrzeniającymi się w oka mgnieniu, potajemnymi schadzkami w domach mężatek, szemranymi interesami, a przede wszystkim codzienną impertynencją. Po prostu sami dla siebie są potworami. I tę smutną prawdę King opakowuje nam w dość dosłowny sposób, bo jak wiemy, ludzie przeistaczają się w wampiry i wysysają życie nie podłością, lecz ostrymi kłami. Zatem to relacje między mieszkańcami i to, jaką atmosferę tworzą w miasteczku mają być odzwierciedleniem (w skali mikro), czym stała się Ameryka.  

Stephen King pisał powieść w latach 70., kiedy co chwila na jaw wychodziły spiski rządowe, afery korupcyjne, chociażby Watergate (1972-1974), która, zaraz po porażce wojny w Wietnamie, zatrzęsła amerykańskim społeczeństwem i zachwiała jego wiarę w potęgę i doskonałość narodu. Ponadto Stany Zjednoczone przeżywały głęboki kryzys gospodarczy, a równolegle kwitł biznes narkotykowy, który prowadził do stopniowej degeneracji społeczeństwa. To niezadowolenie i sprzeciw wobec ówczesnej sytuacji można między innymi zauważyć na płycie Marvina Gaye’a What’s going on. W tym samym czasie (1973 r.) przyłapano i skazano na dożywocie Juana Coronę, który zabił ponad 25 mężczyzn (tyle morderstw mu udowodniono) uznanych wcześniej za zaginionych. Zatem czytając Miasteczko Salem, na pewno zauważycie gdzieniegdzie gorycz w wypowiedziach poszczególnych bohaterów  (opowiadających o doświadczeniach wojennych w Azji czy o uzależnionej od narkotyków i alkoholu młodzieży).

Zło nadchodzi… ponownie

Początkowo powieść miała mieć tytuł Second Coming, ale na szczęście King zrezygnował z niego. Była to dobra decyzja, gdyż w ten sposób nie zdradził elementu zaskoczenia, a tym samym uniknął pulpowego efektu śmieszności.

Pisarz już od młodzieńczych lat fascynował się ikoną kultury – Drakulą. Zastanawiał się, co by było gdyby najsłynniejszy wampir powrócił do czasów współczesnych. Gdzie by się udał? Jak ułożyłby swój misterny plan stworzenia armii potworów i zniszczenia ludzkich szczurów? Czy udałby się do centrum ówczesnego świata, czyli Nowego Jorku? Akurat na to pytanie żona Kinga odpowiedziała:

He’d probably be run over by a Yellow Cab on Park Avenue and killed.

Zatem stanęło na małym, sennym miasteczku, jakich wiele w Ameryce.

Jeśli czytaliście Draculę Brama Stokera (jeśli nie, warto przed powrotem do lektury Miasteczka Salem zapoznać się z klasykiem), na pewno zauważycie wiele mniej lub bardziej widocznych odwołań do XIX-wiecznej powieści. Do lat 70. XX wieku wizerunek wampira nie ewoluował,jego charakter i percepcja zmieniły się dopiero wraz z ukazaniem się Wywiadu z Wampirem (1976 r.) Anne Rice. Zatem mamy do czynienia ze starym dobrym Hrabią Draculą, który nie daje za wygraną i chce zmienić świat na krainę istot nocy. Jest przebiegły, przeraźliwie inteligentny i nieludzko silny, a przy tym kusi swoim urokiem i wizją wiecznego życia. Łatwo odgadnąć, że wielu poddaje się nekromancie. Jednak nadal istnieją tacy, którzy niczym XIX-wieczna drużyna profesora Van Helsinga, Jonathan Harker, doktor Seward, Quincey Morris oraz Mina, stawiają czoła monstrum. W Miasteczku Salem King oprócz w miarę oczywistych podobieństw między postaciami, nadał swoim bohaterom – pisarzowi, nauczycielowi, lekarzowi, a także nastolatkowi, osobliwe cechy, które można poniekąd wiązać z nim i jego sympatiami do literatury, potworów, przygody.

Jeśli chodzi o taktykę zwalczania wampirów King wcale nie uciekał się do “nowoczesnych” metod, ale wykorzystał znane od stuleci pogromcom potworów sposoby, które zostały albo zapomniane (i należy je wyczytać z bardzo starych ksiąg), albo uznane za absurdalne. Ponadto, jeśli lubicie Kinga, to zauważycie pewną tendencję do ukrywania motywów z kultury czy literatury w anagramach. Tak jak w inicjałach Johna Coffey’ego z Zielonej Mili można odnaleźć Jezusa Chrystusa (krytycy uznali to za marną i banalną metaforę), tak w Miasteczku Salem w nazwiskach przybyszów – obco brzmiącego pana Barlowa oraz jego wiernego partnera pana Starkera, zauważycie nikogo innego jak Brama Stokera. Zatem King lubi puszczać oko do czytelników, jednakże robi to w tak subtelny sposób, że Ci, którzy nie znają twórcy Draculi, nie poczują się niekomfortowo.  

Nawiedzony dom

W niemalże każdym miejscu na ziemi istnieje jakiś dom, jaskinia czy las, uznawany przez mieszkańców danego terenu za siedlisko zła.  Nad Miasteczkiem Salem natomiast, na wzgórzu czuwa i rzuca swój mroczny cień dom Marstenów, gdzie w latach 30. doszło do makabrycznej zbrodni, która wstrząsnęła miejscową ludnością i pozostawiła krwawy ślad  w jej pamięci. Odtąd wszelkie grzechy miasta kumulowały się w jądrze zła, by wraz z przybyciem Księcia Ciemności mogły ujrzeć światło dzienne.

Dom Marstenów, gapiący się na miasteczko tym samym złowrogim spojrzeniem pozamykanych na głucho okiennic.

(…) powtarzały sobie przerażające historie o Domu Marstenów, który zaczęto tak nazywać jeszcze przed napaścią Hitlera na Polskę, wzbogacając je o wszystkie najpotworniejsze dodatki, jakie tylko mogły narodzić się w ich wyobraźni. (…) “Miał obrzmiałą twarz i czarny, wywalony język, po którym łaziły muchy. Moja mama mówiła o tym pani Werts”.

Podsumowanie

Stephen King wykorzystał elementy nadnaturalne, które, owszem, straszą i budzą w nas uczucie niepokoju. Lecz paradoksalnie są one tylko tłem, dodatkiem dla szerszego problemu – analizy amerykańskiego społeczeństwa z perspektywy małego, fikcyjnego miasteczka. Pisarz obejmuje w zasadzie wszystkie szczeble drabiny społecznej: przedsiębiorców, lekarzy, nauczycieli, pracowników fizycznych, korporacyjnych, margines, szaleńców – wraz z ich farmami, przyczepami kempingowymi.

Obie te ścieżki – literatury obyczajowej i grozy, nie przeszkadzają sobie, a wręcz świetnie się dopełniają.

Stephen King od początku swojej kariery powtarzał o łączeniu literatury pięknej z popularną (chociaż ten podział jest sztuczny i bardzo niesprawiedliwy) i walczył z nadaniem mu łatki klasyfikującej je twórczość jako fastfoodową. Owszem, czyta się ją przyjemnie i szybko, ale podejmuje ona też istotne tematy związane z amerykańskim społeczeństwem i analizuje je (według mnie) dogłębnie. Niestety jak to zazwyczaj bywa książki Kinga traktowane są jako rodzaj guilty pleasure, o którym nie wspominamy przy znajomych ze strachu przed wyśmianiem.    

Miasteczko Salem jest swoistym hołdem Stephena Kinga dla klasyków literatury grozy jak Bram Stoker czy Shirley Jackson. Odnajdziemy tam aluzje do lat 70., popkultury, czy chociażby do życia samego pisarza. Lektura z pewnością będzie gratką dla tych, którzy lubią gry intertekstualne.  

Miasteczko Salem umieściliśmy na naszej liście horrorów, które warto przeczytać, zatem jeśli chcielibyście sięgnąć inne dobre książki z tego gatunku, zapraszamy do lektury artykułu.

Ocena: 8/10



Categories: Horror - książki, Książki, Różne

Tags: , , , , , , , , , ,

1 reply

Trackbacks

  1. „Inkub” Artur Urbanowicz – recenzja przedpremierowa

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

%d bloggers like this: