Po Końcu śmierci Cixina Liu, postanowiłem jeszcze na chwilę pozostać w świecie fantastyki naukowej i sięgnąć po jedną z powieści Herberta George’a Wellsa (często nazywanego nawet ojcem sci-fi), a mianowicie Ludzie jak bogowie. Czy jest to książka przynajmniej zbliżona poziomem do Wojny światów i innych największych dzieł autora? Przekonajmy się.
Myślę, że zanim przejdziemy jednak do samego utworu, warto słów kilka poświęcić autorowi oraz czasom, w których tworzył. Herbert George Wells, jeden z klasyków fantastyki naukowej, najbardziej znany jest z książek takich jak Wehikuł czasu, Wojna światów, czy Wyspa Doktora Moreau. Pomimo iż okres twórczości autora to końcówka XIX i początek XX wieku, w jego książkach występują nawiązania do eugeniki czy podróży kosmicznych. O ile powieści Wellsa zazwyczaj przedstawiają bardzo pesymistyczną wizję przyszłości rodzaju ludzkiego (chociażby w powieści z 1933 roku The shape of things to come, przewidywał rychłe rozpoczęcie się kolejnej wojny światowej), o tyle Ludzie jak bogowie, wydani w 1923 roku, należą do nurtu utopijnego. Chociaż w dorobku autora znajdziemy też lektury obyczajowe i filozoficzno-historyczne, to za jego największe dzieła uznawane są te należące do fantastyki naukowej (szczególnie powstałe w latach 1890-1900). Sądzę, że teraz możemy zająć się właściwym tematem recenzji – powieścią Ludzie jak bogowie.
Głównym bohaterem Ludzie jak bogowie, jest dziennikarz gazety “Liberał” – pan Barnstaple. Znużony swoim życiem mężczyzna udaje się na samotne wakacje, które pomogą mu odpocząć od rodziny, obowiązków i dobiegających zewsząd informacji o trudnej sytuacji na świecie. Dochodzi jednak do wypadku samochodowego i wraz z jedenastoma innymi osobami, Barnstaple zostaje przeniesiony do innego świata – Utopii (a przynajmniej tak nazywają go bohaterowie powieści).
Co ciekawe, Ludzie jak bogowie Wellsa, są jednym z dosyć rzadko spotykanych przedstawicieli literatury utopijnej – znacznie częściej mamy do czynienia z dystopią. Świat przedstawiony przez autora wyprzedza ten znany nam z Ziemi o około trzy tysiące lat – choroby i wszelkie szkodniki zostały wytępione, a wojny to odległa przeszłość. Mieszkańcy obcej planety też różnią się od swoich gości – komunikują się za pomocą telepatii, a dzięki eugenice bardziej przypominają greckich bogów niż zwykłych ludzi. Okazuje się, że podobnie jak Ziemia, Utopia również przeszła spory kryzys (przez mieszkańców nazywany epoką zamętu), ale udało się jej stanąć na nogi i zbudować szczęśliwe, żyjące w dostatku społeczeństwo. W jaki sposób doszło do tej przemiany? Jak z populacji kilku miliardów osób, zostało kilkaset tysięcy? W Ludzie jak bogowie Wells nie udziela szczegółowej odpowiedzi na te pytania. Dowiadujemy się zaledwie, że:
Początki nowego stanu rzeczy narodziły się w dyskusjach, książkach i parapsychologicznych laboratoriach, a wyrosły na glebie szkół i kolegiów… W świecie rządzonym ostentacyjnie przez politycznych awanturników, w świecie, gdzie ludzie dochodzili do władzy przy pomocy spekulacji i sztuczek finansowych, zaczęła się szerzyć nauka, że prywatna własność na dużą skalę jest społecznie szkodliwa i że państwo nie może należycie funkcjonować, a wychowawcze metody dawać zadowalających rezultatów równorzędnie z istnieniem nieodpowiedniej klasy bogaczy, gdyż z samej natury ich społecznego stanowiska atakowali oni, osłabiali, podkopywali i niweczyli każde przedsięwzięcie państwowe. Ich pełna pychy egzystencja odbierała moc i skuteczność wszelkim wartościom życia. Należało ich przeto usunąć dla dobra rasy.
Warto wspomnieć też, iż po roku 1900 wiele prac Wellsa skupiało się, między innymi, na ukazywaniu w dobrym świetle założeń socjalizmu (sam autor przez przez pewien czas należał do Towarzystwa Fabiańskiego). Przykładem tej tendencji w twórczości pisarza są chociażby właśnie Ludzie jak bogowie.
Jedną z największych wad książki, według mnie, są jej bohaterowie. Pan Barnstaple jest zapatrzony w Utopian i uważa ich za niedościgniony ideał – zachwycanie się obcą cywilizacją, zapominając przy tym o zdrowym rozsądku, to w zasadzie jego jedyna rola w powieści. Pozostali Ziemianie to natomiast twardogłowi, pozbawieni jakichkolwiek cech pozytywnych najeźdźcy, chcący zepsuć porządek z trudem zbudowany przez istoty dalece od nich doskonalsze. Myślę, że lektura skorzystałaby, na dodaniu postaciom odcieni szarości.
Jesteśmy jak małe dzieci, które przyprowadzono nad brzeg bezkresnego oceanu.
Ciekawie wypadło natomiast skonfrontowanie Ziemian z Utopianami. Ci pierwsi, pod namową Ruperta Catskilla (kreując jego postać Wells inspirował się Winstonem Churchillem), postanawiają opanować świat zamieszkany przez same pokojowo nastawione istoty, utożsamiając tę ich cechę ze słabością. Co może wyniknąć ze starcia cywilizacji, technologicznie oddalonych od siebie o trzy tysiące lat? Pomimo iż sądzę, że nie byłby to tak naprawdę spoiler, to nie odpowiem na to pytanie.
Podsumowując:
Niestety, Ludzie jak bogowie nie są powieścią sci-fi tej klasy, co chociażby Wehikuł czasu, czy Wojna światów. O ile Utopia Wellsa jest ciekawym pomysłem, o tyle brak informacji dotyczących tego, jak opisywany świat powstał, czy odpowiedzi na wszelkie niewygodne pytania, które może zadać czytelnik, to już, według mnie, spory minus. W czerpaniu przyjemności z lektury nie pomagają też jednowymiarowe, topornie skonstruowane postacie, takie jak chociażby główny bohater – pan Barnstaple, Jeśli zdecydujecie się na lekturę Ludzie jak bogowie, zalecam najpierw zapoznać się z postacią George’a Wellsa i odświeżyć swoją wiedzę na temat czasów, kiedy książka została wydana (1923 rok) – pozwoli to na pełniejszy odbiór treści książki. Myślę jednak, że sam autor, jak i cała fantastyka naukowa mają do zaoferowania dużo znacznie ciekawszych tytułów (zapraszam do lektury naszej listy książek sci-fi, które warto przeczytać).
Ocena: 6/10
Jeśli chcielibyście zostać patronami Fantasmarium i pomóc nam w dalszym rozwijaniu portalu, gorąco zapraszamy do odwiedzenia naszego profilu w serwisie Patronite:
Categories: Fantastyka, Klasyka, Książki, Książki sci-fi
Lata 1800-1900 to XIX i XX wiek.
Dzięki wielkie za uwagę, przeoczyłem ten błąd.
Przez sekundę ucieszyłam się, że ktoś wznawia Wellsa… A potem zerknęłam na datę wydania 😛
O tak, wypożyczone z biblioteki. 🙂