„Przebudzenie Lewiatana” James S.A. Corey – recenzja

Kiedy jakiś czas temu znajomi polecili mi serial The Expanse, oparty na wysoko ocenianej przez czytelników space operze Jamesa S.A. Coreya (pseudonim Daniela Abrahama i Ty Francka), uznałem, że warto spróbować. Niestety, kiepska obsada aktorska i według mnie źle skonstruowane wątki fabularne sprawiły, że skończyłem oglądanie po zaledwie kilku odcinkach. Z ciekawości postanowiłem sprawdzić jeszcze, jak będzie z książką. Zapraszam do lektury recenzji powieści Przebudzenie Lewiatana.

"Przebudzenie Lewiatana" James Corey - recenzja

Jeśli chodzi o kwestie techniczne, to sporym rozczarowaniem była dla mnie duża liczba literówek i innego typu błędów czysto edytorskich – tym bardziej, że Wydawnictwu Mag takie wpadki zdarzają się naprawdę rzadko. Poza tym, trudno się do czegokolwiek przyczepić – twardą, ładnie zaprojektowaną okładkę i wygodną przy czytaniu czcionkę z pewnością należy zaliczyć Przebudzeniu Lewiatana (pierwszy tom serii The Expanse) na plus. Co natomiast jeśli chodzi o treść powieści?

W świecie opisywanym przez Coreya człowiekowi udało się już do pewnego stopnia skolonizować nasz Układ Słoneczny –  oprócz Ziemi, ludzie zamieszkują też m.in. Marsa i Pas (asteroidy znajdujące się pomiędzy Marsem a Jowiszem). Jak łatwo się domyślić, pomimo wzajemnej zależności (każda ze stron dysponuje surowcami i technologią, które mogłyby się przydać pozostałym) i wszelkich korzyści, jakie mogłyby wyniknąć ze współpracy, wojna wydaje się być tylko kwestią czasu. Kiedy jeden z lodowcowców rozwożących wodę pomiędzy pierścieniami Saturna a Pasem zostaje zniszczony, krucha równowaga zostaje zdecydowanie zachwiana. Gdyby jednak tego było mało, jedna z bohaterek powieści odnajduje na statku kosmicznym dziwaczną, żyjącą konstrukcję, niepodobną do niczego wcześniej znanego człowiekowi.

Niestety, powieść Coreya cierpi na uciążliwe spadki tempa (duża w tym zasługa rozwlekanych niemiłosiernie rozważań głównych bohaterów), wiele wątków poprowadzonych zostało chaotycznie, a wisienką na torcie, według mnie, jest zupełnie niepotrzebny, źle zbudowany wątek romantyczny, ale powstrzymam się tutaj od spoilerów. Autorowi nie można oczywiście odmówić ciekawych pomysłów – cały wątek protomolekuły był naprawdę ciekawy, jednakże wymienione wcześniej wady, w dużym stopniu popsuły mi przyjemność z lektury.

Co natomiast jeśli chodzi o głównych bohaterów Przebudzenia Lewiatana? Całą historię śledzimy z dwóch perspektyw – Millera, zgorzkniałego detektywa pracującego na Ceres oraz Holdena, pierwszego oficera na statku Canterbury. O ile ten pierwszy, przynajmniej przez większą część powieści wydaje się dosyć dobrze skonstruowaną postacią, o tyle drugi – to po prostu niedojrzała primadonna (a po przeczytaniu całej powieści zakładam, że w jego przypadku nie taki był cel autora). Jeśli chodzi o postacie poboczne, to zdecydowana większość z nich jest albo mdła (chociażby Aleks), albo zapowiada się dobrze, ale nie zostało jej poświęcone wystarczająco dużo czasu (Fred, czy Havelock) i można odnieść wrażenie, że dostajemy tylko swoisty szkielet postaci, mający odegrać tylko i wyłącznie jakieś określone zadanie.

Na plus Przebudzeniu Lewiatana zaliczyłbym na pewno klimat tajemniczości otaczający wątek protomolekuły oraz uzyskane przez autora wrażenie miałkości rodzaju ludzkiego i jego osiągnięć, wobec potęgi wszechświata. W swojej powieści James S.A. Corey porusza m.in. temat uprzedzeń dotyczących wyglądu lub pochodzenia (świetnym przykładem są tutaj Pasiarze, zmienieni przez lata życia w ciążeniu innym niż ziemskie). Wespół z chciwością i brakiem zasad moralnych, mogą one nie tylko doprowadzić do spowolnienia rozwoju naszego gatunku, lecz także nawet ściągnąć na niego widmo zagłady.

Kolejnym motywem poruszonym przez Coreya jest brak zasad moralnych w dążeniu do kolejnych odkryć naukowych. O ile zgadzam się ze stanowiskiem autora, to myślę, że całą kwestię można było przedstawić w nieco mniej czarno-biały sposób. W Przebudzeniu Lewiatana naukowcy są źli i gotowi na wszystko, byle tylko osiągnąć swój cel, dlatego należy ich zatrzymać. Uważam, że dobrym przykładem na to, jak zachować w tej kwestii balans, jest na przykład Kantyczka dla Leibowitza Waltera Millera.

Zaletą powieści Coreya Przebudzenie Lewiatana jest też z pewnością zakończenie, pomimo pewnych wad, ładnie zamykające opowiadaną wcześniej historię, przy tym przygotowując grunt pod kolejne tomy z cyklu. Nie da się ukryć, że po zakończeniu lektury, byłem ciekaw, co wydarzy się dalej.  

Podsumowując:

Przebudzenie Lewiatana Jamesa S.A. Coreya było dla mnie niestety sporym zawodem. Pomimo iż historia opowiadana przez autora miała spory potencjał, to wady, takie jak chaotycznie prowadzona akcja czy mało interesujący bohaterowie, sprawiły, że w tym przypadku lektura nie była dla mnie przyjemnością. Na szczęście pod koniec książki było już nieco lepiej, a wydarzenia poprzedzające zakończenie faktycznie mnie zaciekawiły – nie sądzę jednak, aby to wystarczyło, do polecenia tej powieści. Jeśli szukacie dobrej space opery, to myślę, że fantastyka naukowa ma do zaoferowania o wiele ciekawsze pozycje od Przebudzenia Lewiatana. Zapraszam chociażby do lektury naszej listy książek sci-fi, które warto przeczytać.

Ocena: 5/10

Chcielibyście zostać patronami Fantasmarium i pomóc nam w dalszym rozwijaniu portalu? Gorąco zapraszamy do odwiedzenia naszego profilu w serwisie Patronite:



Categories: Książki, Książki sci-fi

Tags: , , , , , , , , , , , , ,

2 replies

  1. Ja osobiście akurat serial bardzo lubię – początek był kiepski, ale potem na moje oko robilo się coraz lepiej. A serię przeczytać planuje, ale zobaczymy co z tego wyniknie.

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Discover more from Fantasmarium

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading