„Czerwony śnieg” Ian MacLeod – recenzja

Po dłuższej przerwie zabrałem się po kolejną pozycję z cyklu Uczta wyobraźni Wydawnictwa MAG, a mianowicie Czerwony śnieg Iana R. MacLeoda. Czy jest to kolejna perełka na miarę Jonathana Strange’a i Pana Norrella Susanny Clarke albo Pokoju Gene’a Wolfe’a? Przekonajmy się.

"Czerwony śnieg" Ian MacLeod - recenzja

Jeśli chodzi o kwestie techniczne, to podobnie jak w większości pozycji z Uczty wyobraźni, ta książka również została wydana po prostu ładnie i dobrze prezentuje się z resztą kolekcji. W trakcie lektury wielokrotnie miałem jednak wrażenie, że Czerwony śnieg aż prosi się o jakieś ilustracje, ale niestety nie można mieć wszystkiego. Przejdźmy zatem do fabuły powieści.

Głównym bohaterem książki MacLeoda jest Karl Haupmann, lekarz walczący w Wojnie Secesyjnej. Po jednej z bitew mężczyzna spotyka na pobojowisku straszną istotę, pożywiającą się trupami żołnierzy. Jak nietrudno się domyślić wydarzenie to zmienia na zawsze życie Karla – zostaje on przemieniony w wampira. Bez obaw jednak, autor powieści podszedł do tematu dosyć tradycyjnie – nie natrafimy tutaj na świecących nastolatków, czy kiepsko napisane wątki romantyczne. Zamiast tego, MacLeod (ilekroć czytam to nazwisko, przypomina mi się Highlander z Christopherem Lambertem :)) serwuje nam historię bardziej w klimacie Vampire The Masquerade: Redemption (jeśli nie graliście, gorąco polecam – fabuła jest po prostu doskonała). Jest mrocznie, melancholijnie, a momentami nawet onirycznie. Główny bohater nieustannie stara się walczyć ze swoją nową, potworną naturą, a także łączącą się z nią samotnością – jego zmagania są jednym z rdzeni powieści i przy tym jednym z jej najmocniejszych punktów.

Pomimo iż cała historia zaczyna się w trakcie Wojny Secesyjnej, to dzięki długowieczności Karla, czytelnik zostanie zabrany również do chociażby Nowego Jorku z czasów prohibicji. Jednakże niezależnie od epoki, okazuje się, że to nie wampir jest tutaj największym potworem. O ile Haupmann stara się walczyć ze swoją krwiożerczą naturą, o tyle wielu bohaterów nie będących krwiopijcami nie ma już takiego problemu i bez większych wątpliwości dokonuje strasznych czynów. Prawdziwymi potworami są tutaj bowiem ludzie i ich spaczone w taki czy inny sposób idee – szczególnie wyraźnie widać to chociażby we fragmencie powieści, dotyczącym artysty żyjącego w czasach Rewolucji Francuskiej (tutaj też poznajemy pozostałe kluczowe dla fabuły postacie – Ezekiela Morela i tajemniczą Sybillę).

Autor co jakiś czas przypomina nam o tym, jak wraz z upływem czasu zmienia się świat powieści (wojny, najważniejsze wydarzenia polityczne, wynalazki etc.) oraz poglądy zamieszkujących go ludzi – nie oni sami. Pomysły rodzące się w każdej kolejnej epoce nie są zazwyczaj złe same w sobie, jednakże skażone głupotą i fanatyzmem prowadzą do katastrofy. Nieważne jak wiele czasu upłynęło i upłynie, ludzie wciąż zdolni są do okrucieństwa i ślepego podążania za jednostkami, które po prostu najgłośniej krzyczą. Wampir, nieśmiertelne stworzenie nocy, w szerszej perspektywie jest tylko i wyłącznie obserwatorem.

Kolejnym wątkiem odgrywającym ważną rolę w Czerwonym śniegu MacLeoda jest samotność i wyobcowanie głównego bohatera we wciąż zmieniającym się świecie. Brzmi jak większość powieści o wampirach, jakie czytaliście? Pomimo iż Czerwony śnieg czyta się naprawdę dobrze, to w niektórych fragmentach dotyczących chociażby przemyśleń Karla, bardzo szybko do głowy przychodziła mi myśl “gdzieś to już widziałem” i łatwo było się domyślić, co wydarzy się dalej. Tak jak jednak wspominałem, nie zabrało mi to przyjemności z lektury.

Największą wadą powieści, według mnie, jest jej zakończenie. Czytając kilkanaście ostatnich stron Czerwonego śniegu, miałem wrażenie, że autor nie do końca miał pomysł, jak zakończyć rozpoczętą przez siebie historię i przez to stracił nad nią kontrolę. O ile nieco wtórny wątek wampiryczny nie był dla mnie wielkim problemem, o tyle ta kwestia zdecydowanie obniżyła ocenę, jaką planowałem wystawić książce MacLeoda. Uważam też, że fragmenty dotyczące Karla Haupmanna i Ezekiela Morela były zgrabniej skonstruowane i po prostu lepiej napisane, niż te dotyczące Sybilli. Ciekaw jestem jednak, co Wy sądzicie na temat? Podobało Wam się zakończenie Czerwonego śniegu?

Podsumowując:

Najnowsza książka Iana MacLeoda to melancholijna, klimatyczna powieść, dotykająca tematów takich jak: upadek ideałów, ludzkie okrucieństwo, czy samotność. Pomimo iż zakończenie było dla mnie sporym rozczarowaniem, a niektóre wątki mogą wydawać się już nieco ograne, to ostatecznie lektura Czerwonego śniegu, dzięki sennej, nieco niepokojącej atmosferze i interesującej historii głównego bohatera, była dla mnie przyjemnością. Jeśli szukacie wolnej, skłaniającej do przemyśleń powieści, z wampirem w roli głównej, to myślę, że powinniście dać szansę nowej pozycji z “Uczty Wyobraźni”.

Ocena: 7/10

Czerwony śnieg możecie kupić pod tym linkiem.



Categories: Fantastyka, Książki

Tags: , , , , , ,

6 replies

  1. Wydania MAGa są po prostu przepiękne i nie sposób się w nich nie zakochać 🙂 A książkę mam w planach do przeczytania (tak, jak milion innych :D) 🙂

  2. Mam tę książkę w planach, po Twojej recenzji tym bardziej chcę ją przeczytać :D. Uwielbiam takie klimatyczne powieści. Miło też, że nie ma wątku romantycznego, który ostatnio da się wcisnąć wszędzie :D.

    • Bardzo mi miło zatem, daj znać po zakończonej lekturze, co sądzisz. 🙂
      Co do wątku romantycznego – jest, ale dobrze napisany i nie wciska się cały czas na pierwszy plan.

  3. Mam tą książkę u siebie na półce. Za jakiś czas pewnie po nią sięgnę, ale jeszcze nie nadszedł na nią czas.

Trackbacks

  1. „Taniec Marionetek” Tomasz Niziński – recenzja

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Discover more from Fantasmarium

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading