Groza w „Opowieściach starego antykwariusza” M.R. Jamesa

Już na wstępie polecam ten szczególny zbiór opowiadań będący, według mnie, idealną lekturą na zimowy wieczór. Co prawda, nie występuje w nim ani jedna wzmianka o tej mroźnej porze roku, jednakże narracja M.R. Jamesa pozwala czytelnikowi poczuć się, jakby właśnie zasiadał przy kominku, kiedy za oknem trwa śnieżna zamieć, a w półmroku wybrzmiewają historie opowiadane przez starca, który już niejedno w życiu widział.

Może słów kilka o samym autorze (dla tych, którzy znają tę postać zapraszam do kolejnego akapitu) – pracował on m.in. jako wykładowca na uniwersytetach w Cambridge i Eton. Był językoznawcą klasycznym, specjalizującym się w średniowiecznych rękopisach, biblistą (m.in. zajmował się Apokalipsą oraz apokryfami). Jego zawodowe zainteresowania można bez trudu zauważyć w opowiadaniach. Jednakże oprócz swojej kariery akademickiej oraz pisania opowiadań grozy (oprócz Opowieści starego antykwariusza, zachęcam też do lektury Opowieści o duchach) znany jest przede wszystkim z ocalenia od zapomnienia twórczości H. P. Lovecrafta. Gdyby nie James, bardzo możliwe, że nigdy nie usłyszelibyśmy o wielu dziełach Samotnika z Providence.     

Jako ciekawostkę dodam, że autor pisał opowiadania dla swoich przyjaciół, z którymi spotykał się w okresie świąt Bożego Narodzenia i odczytywał teksty na głos – z takim właśnie nastawieniem polecam podejść do jego utworów. W dobie Internetu, masy lepszych i gorszych horrorów, zalani ogromną ilością obrazów, trudno o tak urokliwą tradycję i realne przerażenie z wysłuchanej historii – szkoda.

Jednak ten tekst nie ma być artykułem starej marudy (czy antykwariuszki), tak więc do rzeczy.

W takim też stylu jest prowadzona narracja – doświadczony profesor, badacz-amator, bibliotekarz czy wreszcie antykwariusz, z akademicką ciekawością odkrywają rzeczy, które zwrócą ich uwagę. Sposób opowiadania historii jest różnorodny – dzięki czemu czytelnik wcale nie odczuwa znużenia. James często ucieka się do narracji pośredniej – prowadzonej w pierwszej osobie przez innego narratora, taka wewnętrzna relacja w już przedstawianej opowieści. Jego teksty charakteryzuje nie tylko wielogłosowość (jak na przykład w Szkolnym opowiadaniu, gdzie dwóch mężczyzn rozmawia o dziwnych wydarzeniach, które miały miejsce  w szkole, a jeden z nich wspomina niepokojącą historię związaną ze swoim nauczycielem, czy Hrabia Magnus – opowiadanie jest oparte na pamiętniku; narrator przeplata swoją opowieść cytatami z dziennika podróżnika), lecz także monologi postaci czy chociażby wiadomości  informujące o ich stanie psychicznym (Pan mój dostał cięrzki atak i lerzy w łużku. Nigdy go nie wiedziałem, takim jak teraz, i nic dziwnego. Skarb opata Tomasza, s.109). Wszystko to jest swoistą grą z czytelnikiem, który podobnie jak główni bohaterowie – badacze, musi pozbierać wszystkie wskazówki i rozwikłać zagadkę.   

Charakterystyczne dla prozy Jamesa są też szczegółowe opisy, często nieistotne dla fabuły drobiazgi – jednakże to wszystko absolutnie nie sprawia, że tekst traci cokolwiek ze swojego czaru, wręcz przeciwnie dodaje mu magii i prawdziwości, a co za tym idzie potęguje uczucie przerażenia u czytelnika. Przy tym można zadać sobie pytanie, czy rzeczywiście taka dbałość o detale może wywołać w nas niepokój? Oczywiście, że tak!

Żeby nie być gołosłowną, pozwolę sobie przytoczyć pewną historię. Pewnego wieczoru po przeczytaniu opowiadania Przyjdę na twoje wezwanie, mój chłopcze!.  Byłam naprawdę zadowolona ze spędzonego dnia – pracowity poranek i popołudnie, smaczna kolacja z mężem i wieczorna lektura dobrego utworu wiedziałam, że spędzę spokojną noc. Cóż, miało być inaczej. Moja sielanka skończyła się wraz ze zgaszeniem światła (nb. boję się ciemności). Podczas upragnionego, wydawałoby się, błogiego snu, czułam wyraźny niepokój – taki, kiedy intuicja podpowiada: coś się zaraz stanie… Wszystko było w porządku, aż nagle moja podświadomość – bo cożże innego! – podpowiedziała mi, że jakaś mara, ciemna gęsta postać zaczyna mnie pochłaniać, a ja bezsilnie poddaję się tej nieznanej mocy.

Tak na mnie wpłynęła lektura Przyjdę na twoje wezwanie, mój chłopcze!, istotnie, bałam się, bardzo. Pozornie miła, spokojna historia, przyprawiła mi koszmar, którego już nie chciałabym doświadczyć. Czy przestałam czytać Opowieści…? – pewnie, że nie!

Chciałabym też zwrócić uwagę czytelnika na język i styl opowiadań, które pełne są chwytów retorycznych – stąd wrażenie gawędziarskiej narracji. Jak już wspominałam, historie opowiadają wykształcone osoby – wykształcone w starym stylu – bez nadęcia, pseudointelektualnych bredni i akademickiego próżniactwa. Zamiłowanie autora do licznych dygresji będących miłym tłem dla fabuły oraz wstępem do opowieści, w których będą elementy tych, wydawałoby się, niefunkcjonalnych dla fabuły poboczności dodaje utworom magii, niepowtarzalnego wiktoriańskiego klimatu – na przykład w Jesionie  James przedstawia swoje refleksje na temat krajobrazu wschodniej Anglii, a przede wszystkim małych wiejskich domków, po czym „opamiętuje się”, mówiąc:  

Ale, ale pozwoliłem sobie na dygresję. Pragnę bowiem opowiedzieć wam o serii wydarzeń, które miały miejsce w takim domu.

W Numerze 13 natomiast narrator zanim przejdzie do właściwej opowieści, przedstawi historię miasta, a nawet samego hotelu, w którym dzieje się akcja,swoją dygresję kwitując słowami:

Nie mam jednak zamiaru pisania przewodnika.

Takich trików retorycznych jest w opowiadaniach M.R. Jamesa mnóstwo; to żartobliwe, oczywiście z angielską klasą, puszczenie oka w stronę czytelnika, który mimowolnie się uśmiechnie na myśl o gawędziarskim antykwariuszu i jego manierze.

Kolejnym elementem godnym uwagi są rozbudowane zdania dodające narracji sennej melodyczności. Spowalniają one akcję, a przy tym nadają autentyczności opowiadanej historii. Można by pomyśleć, że właśnie ten zabieg sprawia, że wrażenie niepokoju „blaknie”. I tutaj dochodzimy do istoty grozy u Jamesa, która pojawia się w najmniej oczekiwanym momencie i budzi nas ze letargu. Co ciekawe – wszelkie nadprzyrodzone istoty wyłaniają się „bez uprzedzenia”, jakby były naturalnym elementem świata przedstawionego i  logicznymi rezultatami działań bohatera. Jednakże nie można zarzucić Jamesowi braku atmosfery grozy  – pomimo iż w opowiadaniach tych nie ma typowego napięcia wraz z chwytliwymi trikami literackimi. Autor wytwarza ją za pomocą akademickiego sceptycyzmu, który każe rozumowi zaprzeczyć i racjonalizować dziwne zjawiska, mimo że bohater doświadczył ich na własnej skórze. To właśnie, według mnie, może budzić niepokój u czytelnika! Ignorancja tychże postaci oraz ich przejście do porządku dziennego, jakby nic szczególnego się nie wydarzyło. Albo… to właśnie nasza wyobraźnia każe nam „dopowiadać” i „dobudowywać” historie o elementy nadprzyrodzone i w zasadzie to nasz umysł jest prawdziwym źródłem grozy.

Narrator podrzuca czytelnikowi wskazówki, ale ostatecznie to on sam musi poskładać fragmenty układanki w całość – w ten sposób sam staje się „kompanem” protagonisty przy rozwiązywaniu zagadki. Co ciekawe, nie zawsze dojdą oni do tych samych wniosków i to jest powód naszej irytacji czy poczucia wyższości nad bohaterem – jednakże świadomość utajonego zła potęguje strach.  Dodam, że wszelkie dziwne zjawiska czy postaci można na dobrą sprawę jakoś wytłumaczyć. I może to właśnie ostatecznie nas przeraża.

Natomiast nie wiadomo, co jeszcze mogłaby zdziałać zjawa, która przyszła na głos gwizdka. Nie pozostały po niej żadne materialne ślady czy dowody prócz pościeli, w która przybrała swą postać. (Przyjdę na twoje wezwanie, mój chłopcze! s. 103)

Trzy głupie pomyłki na przestrzeni dwunastu godzin, to za wiele na znanego z dokładności i precyzji człowieka! (…) Anderson w kilka minut przypomniał sobie dokładnie co jadł i pił przez ostatnie dwadzieścia cztery godziny, a po namyśle machnął na to wszystko ręką. (Numer 13, s. 64)

W Opowieściach starego antykwariusza z pewnością znajdziecie interesująco przedstawione artefakty charakterystyczne dla literatury grozy, czy po prostu fantastyki. Zobaczycie magiczne księgi, runy, ukryty skarb pilnowany przez upiornego strażnika, tajemnicze ryciny ukryte w starej bibliotece, ogrodowy labirynt, ogród różany, a wszystko to okraszone ciekawą fabułą i eleganckim stylem Jamesa.

W istocie Opowieści starego antykwariusza nie są typowym przedstawicielem ghost story. Nie zobaczymy tutaj białych plam, mglistych postaci, nieznanych przestrzeni. Wszystkie dziwne zjawiska nie są anomaliami zaburzającymi normalny rytm świata, a przeciwnie stają się nierozerwalną jego częścią i, jakby odkryciem strasznej tajemnicy skrywanej przez rzeczywistość. Narracja w utworach Jamesa jest urozmaicona, mimo że rolę tę odgrywa zazwyczaj osoba wykształcona. Raz tekst jest zbeletryzowaną rekonstrukcją znalezionych dokumentów, raz relacją opowiedzianej historii przez świadka, a raz odtworzeniem historii z czasów szkolnych. Opowieści starego antykwariusza M. R. Jamesa będą gratką dla osób, które szukają dobrej rozrywki na spokojny wieczór i chcą zacząć przygodę z literaturą grozy.

Czytaliście Opowieści starego antykwariusza albo Opowieści o duchach? Co Wy o nich sądzicie? Dajcie znać w komentarzach. 🙂

Chcielibyście zostać patronami Fantasmarium i pomóc nam w dalszym rozwijaniu portalu? Gorąco zapraszamy do odwiedzenia naszego profilu w serwisie Patronite:



Categories: Horror - książki, Klasyka, Książki, Różne

Tags: , , , , , , ,

3 replies

  1. Ja koszmary miałem po “Diariuszu Pana Poyntera”. 🙂

  2. Pierwszy raz widzę na oczy, ale recenzja tak ciekawa, że muszę koniecznie przeczytać 🙂

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

%d bloggers like this: