„In Heaven Everything is Fine” – zbiór opowiadań inspirowanych twórczością Davida Lyncha

Dosyć niedawno na Dzień Chłopaka otrzymałem od żony książkę “In Heaven, Everything is Fine”. Jest to wydany w 2013 roku zbiór opowiadań inspirowanych twórczością jednego z moich ulubionych reżyserów, a mianowicie Davida Lyncha. Wśród autorów znaleźli się między innymi Thomas Ligotti, który nie wymaga chyba przedstawiania, wielokrotnie nagradzany za swoje utwory John Skipp i wielu innych. Czy zbiór opowiadań zebranych przez Eraserhead Press faktycznie oddaje specyficzny, lynchowski klimat, czy może jest to zwykły średniak, którego fani reżysera i tak kupią? Przekonajmy się.

Od strony technicznej “In Heaven, Everything is Fine” trudno cokolwiek zarzucić – dostajemy trzydzieści dziewięć utworów, okładka przywodzi na myśl senne wizje znane z filmów Lyncha, a zawarte na końcu krótkie notki dotyczące każdego z autorów opowiadań, pozwalają dowiedzieć się nieco więcej na temat ich twórczości (niestety rzadko kiedy wydawanej w języku polskim). Brak tutaj niestety jakichkolwiek innych ilustracji, a biorąc pod uwagę tematykę zbioru i fakt, że DL w dużej mierze bazował na sugestywności swoich obrazów, byłoby według mnie bardzo dobrym posunięciem, ale trudno. Przyjrzyjmy się treści książki.

Lekturę zaczynamy od krótkiego, zabawnego wstępu Bradleya Sandsa “A brief history of David Lynch”, w którym znajdziemy między innymi taką perełkę jak “Danny DeVito Walk With Me”. Zabrakło mi tu jednak przynajmniej kilku słów dotyczących twórczości reżysera – o ile zagorzali fani “Twin Peaks”, “Mulholland Drive” czy innych jego filmów wiedzą, czego oczekiwać, o tyle “nowi” mogą czuć się nieco wyobcowani. Pozwolę sobie zatem poświęcić kilka następnych zdań na przynajmniej pobieżne objaśnienie, na czym zwykł skupiać się Lynch w swoich filmach.

Myślę, że idealnym przykładem może być tutaj “Blue Velvet” – zaraz po napisach początkowych oglądamy ładne, równie przystrzyżone ogródki, zwykłych ludzi zajmujących się swoim spokojnym, zwykłym życiem, innymi słowy – sielankę. Po chwili jednak, kiedy kamera zaczyna się zbliżać się do pięknej, zielonej trawy, dostrzegamy rojące się tam odrażające robactwo. Ten właśnie motyw, znaleźć możemy w większości filmów Lyncha – obrazy z pozoru idealne, kryją w sobie też coś niepokojącego, strasznego, czy po prostu trudnego do zrozumienia. Podobnie sprawa ma się ze wspaniałym serialem “Twin Peaks”, gdzie miasteczko, na pierwszy rzut oka przypominające oazę spokoju, okazuje się siedliskiem mrocznych sił (tak ludzkich, jak i nadprzyrodzonych).

Trochę inaczej sprawa ma się jednak, jeśli chodzi o najbardziej osobiste dzieło Davida Lyncha – “Głowę do wycierania”, gdzie przedstawiony świat już od pierwszej sekundy jest surrealistyczny, mroczny, zdający się pozbawiać swoich bohaterów jakiejkolwiek nadziei. Tutaj reżyser porusza, między innymi, drugi ze swoich ulubionych wątków, a mianowicie utratę tożsamości. Czy naprawdę jesteśmy tym, za kogo się mamy? A może po prostu jesteśmy zagubieni we śnie? Motyw ten przewija się w twórczości reżysera niejednokrotnie.

Co zatem łączy wszystkie filmy Lyncha? Myślę, że jest to panująca w nich oniryczna, niepokojąca atmosfera, ciemność kryjąca się zawsze gdzieś w pobliżu. Czy autorom opowiadań ze zbioru “In Heaven, Everything is Fine” (swoją drogą, tytułu trudno nie skojarzyć z piosenką właśnie z “Głowy do wycierania”) udało się oddać to wszystko w swoich utworach?

Z przyjemnością mogę stwierdzić, że przynajmniej części tak. Kilku autorom udało się nie tylko wpleść do historii elementy kojarzące się z Lynchem, takie jak amerykańskie dinery z maszynami grającymi, gasnące światła (i w ogóle symbolika elektryczności), szumy statyczne etc., lecz także stworzyć historie, które faktycznie mogłyby mieć miejsce w światach znanych fanom DL.

Zbiór “In Heaven, Everything is Fine” otwiera opowiadania Matthew Reverta – “Finding yourself as someone else”. Początek budzi skojarzenia z filmem “Mulholland Drive” – dwóch kumpli siedzi w barze i prowadzi osobliwą rozmowę, mającą związek z serwetką. Dodajmy do tego jeszcze człowieka w kowbojskim kapeluszu, czerwony pokój, tajemniczy Magic Man czy po prostu typowo lynchowe wyrażenia, takie jak “shadow’s shadow”. “Finding yourself as someone else” to według mnie świetny wybór na początek lektury – czytelnik znajdzie w nim wszystko, co charakterystyczne dla twórczości DL.

“It suggested an alternate world, one Dianna had long dreamed about. This was a world of happiness and love. The path to such a world involved shame and hatred, but it is a price worth paying. For one must be prepared to pay anything for love.”

Następne w kolejności jest niezwykle niepokojące, abstrakcyjne opowiadanie Bena Loory’ego – “Hadley”. Kiedy strażnik w czasie liczenia więźniów orientuje się, że jednego z nich brakuje (Hadleya)… tworzy wielką lalkę w jego kształcie. O tym, co stanie się potem, będziecie musieli przekonać się sami.

Kolejnym opowiadaniem, które zrobiło na mnie wrażenie było na pewno “Portents of past futures” Jeffreya Thomasa. Mamy tutaj sprawę utopionej dziewczyny, dziwną starszą panią, parę detektywów i naprawdę świetnie zbudowaną, twin peaksową atmosferę.

Na uwagę zasługują też na pewno – krótkie, mocne opowiadanie “This magic moment” Lou Reed Sings, “Population: 2” Cody’ego Godfellowa (do miasta manekinów stworzonego przez zaciekła mizantropkę przybywa mężczyzna “sprzedający wszystko, czego człowiek chce, w zamian za to, co ma”), “Sextape” Simon (od razu skojarzyło mi się z trzecim sezonem TP i Audrey Horne) oraz bardzo ciekawe, senne “Drowsy man dreams” Nicka Mammatasa.

Prawdziwą wisienką na torcie i perełką zbioru jest jednakże “Teatro Grottesco” Thomasa Ligottiego. Gęsty, mroczny klimat tworzony przez autora sprawia, że w trakcie lektury można poczuć się tak, jakby faktycznie brało się udział w koszmarze pisarza. Wszechobecny niepokój, odpowiednio wykorzystywane niedopowiedzenia i swoisty przerażający, magiczny pierwiastek czynią to opowiadanie po prostu genialnym. Po przeczytaniu “Teatro Grottesco” niezwłocznie zamówiłem pełny zbiór utworów tego autora.

Niestety w “In Heaven, Everything is Fine” znajdują się też teksty średnie albo po prostu kiepskie – co trudno uznać za zaskoczenie, nie spotkałem się jeszcze ze zbiorem trzydziestu dziewięciu opowiadań napisanych na równym, bardzo wysokim poziomie. Utwory takie jak “Friendship is niceness and is”, “Blue velvet cake”, czy “Trembler” wydawały mi się spełniać rolę wypełniaczy, mających po prostu zwiększyć objętość książki.

Podsumowując: “In Heaven, Everything is Fine” to bardzo solidny zbiór opowiadań, zawierający takie perełki jak “Teatro Grottesco”, “Hadley”, “Finding yourself as someone else” etc. Nie jest to być może literatura prosta w interpretacji, ale na pewno warta poświęconego jej czasu. W trakcie lektury natrafimy też niestety na teksty drastycznie odstające poziomem od tych wymienionych powyżej, które na siłę, bez jakiejkolwiek subtelności, po prostu nawiązują do twórczości DL, nie oferując nic ponadto.

Koniec końców “In Heaven Everything is Fine” to ciekawa lektura, a dla fanów Lyncha pozycja obowiązkowa.

Ocena: 8/10

PS. Fanów Davida Lyncha zapraszam również do lektury recenzji „Sekretów Twin Peaks”.

Chcielibyście zostać patronami Fantasmarium i pomóc nam w dalszym rozwijaniu portalu? Gorąco zapraszamy do odwiedzenia naszego profilu w serwisie Patronite:



Categories: Horror - książki, Książki

Tags: , , , , , , , , , , , , , ,

2 replies

  1. Świetny zbiór, a „Hadley” to po prostu mistrzostwo świata!

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

%d