„Robot&Frank”

Filmy przerabiające temat dojrzałego wieku dość często zmierzają w kierunku sentymentalności i smutku. Łagodnie wkraczający w przyszłość debiut Jake’a Schreiera znajduje idealnie wyważony środek, plotąc naiwność i dziecięcość wprost z kina indie z dorosłymi spostrzeżeniami na temat pamięci i starości. Nawet kiedy historia zaczyna robić się troszkę naciągana, swobodnie prowadzący widza Frank Langella, w parze ze scenariuszem naładowanym kilkoma niespodziankami sprawia, że film jest czymś więcej niż coś, co wyglądało na typowego średniaka i Amour dla mięczaków.

Langella to tytułowy Frank, starzejący się 70-latek, bez przyjaciół, nad którym rutyna emeryta powoli przejmuje kontrolę. Na tyle, że nie potrafi zauważyć kisnącego mleka, w sumie ledwo zauważa jak kiśnie jego życie. Tylko połączenia na Skypie z jego córką (Liv Tyler), wizyty u lokalnej bibliotekarki (Susan Sarandon) i drobne kradzieże powoduje, że w jakiś sposób mężczyzna jest ciągle aktywny. Robot odgrywa rolę mechanicznego służącego, którego bohater otrzymał w prezencie od syna (James Marsden) do pomocy z codziennymi obowiązkami. Jest użyty przez scenarzystę do powtórzenia filmowego schematu typu ‘buddy-movie’ – mężczyzny z obumierającą duszą, wskrzeszonego przez niezwykłego bohatera.

Pomimo pięćdziesięciu lat pracy w zawodzie aktora, Frank Langella ma zadziwiająco mały bagaż doświadczeń związany z pełnymi metrażami. Większość kojarzy go pewnie z nominacji do Oscara za jego rolę skompromitowanego Prezydenta Stanów Zjednoczonych w filmie Frost/Nixon. Starsi widzowie natomiast powinni pamiętać go z dość przeoczonej roli głównego bohatera w Drakula z 1979 roku. Poza tym, Langella raczej nieśmiało podchodził do pokazowych ról, stawiając grę w teatrze ponad kino i trzymając się z daleka od pierwszoplanowych bohaterów w filmie. To właśnie sprawia, że jest idealny w tym pomysłowym, zaprawianym kroplą goryczy dramacie o człowieku, który ma w sobie dużo ukrytej głębi.


Co jest ciekawe dla filmu o pozorach, Robot i Frank sprawia nieodparte wrażenie, że ma miejsce w niedalekiej przyszłości tylko po to, by można było skonfrontować Robota (któremu w uspokajający sposób oddaje głos Peter Sarsgaard) z jego własnym przeświadczeniem o podążaniu zaprogramowaną ścieżką. Prócz naszego drugoplanowego bohatera jest tutaj naprawdę mało elementów pozwalających mówić o sci-fi. Samochód typu smart, prawdopodobnie elektryczny, który śmiga po przedmieściach Nowego Jorku albo zaawansowana wersja Skype’a, która pozwala na użycie dużej plazmy w trakcie rozmowy. Niestety wciąż nie ma lekarstwa na starzenie się, brak jakiegokolwiek sposobu na zatrzymanie tego procesu.

Film odkrywa karty tak jak Odlot z technologią zapożyczoną z WALL·E, więc zgryzota i zobojętnienie Franka wobec jego codziennego pomagiera nie zadziwia. Mimo tego zachowania robot powtarza cliché gatunku, wyskakując ze zdaniami typu: It’s time for your enema. Zdanie sobie sprawy przez Franka, że Robot jest w stanie pomóc w odnowieniu jego kariery złodzieja trochę miesza przyzwyczajeniami gatunku. Te stają się jeszcze bardziej zakręcone, gdy okazuje się, że para stawia sobie na cel młodych, pnących się w górę przedstawicieli wolnego zawodu, którzy mają zamiar troszkę ‘odnowić’ ulubioną bibliotekę Franka. Jego mózg zmienia się w neurodegeneracyjną papkę i naprawdę nie powinien mieszkać sam. Jest zabawnym, cynicznym gościem, który o wiele łatwiej zdobywa naszą sympatię niż jego nudny, zajęty biznesem syn albo kompletnie zakręcona córka. W swoim androidowym kompanie Frank nie widzi mechanicznego partnera/niewolnika, który ma mu w pewien sposób ułatwiać życie podczas nadchodzących jeszcze starszych lat i mordęgi z nimi związanymi. Widzi w nim coś zupełnie innego – perfekcyjnego wspólnika. Kogoś komu nie puszczają nerwy w ostatniej chwili napadu, kogoś kto nie zostawia odcisków palców, kogoś kto może dać nową szansę na starość znudzonemu Frankowi.


Robot i Frank jest rzadkim filmem z morałem, a nie zwykłą, słodką przypowieścią jaką mógłby się na pierwszy rzut oka wydawać. Jest z początku radosnym, lecz później wywrotowym wywodem na temat ujmującego i pokornego charakteru starzejącego się złodzieja. Ostrożnie przekracza oczekiwania, głównie ze względu na przebiegłego ale jednocześnie smutnego bohatera.  Schreier lekko trąca widza w stronę subtelnego zastanowienia się nad tym jak rzeczy, które pozwalają nam się rozwinąć i mają wpływ na nasz postęp, mogą nas na stare lata po prostu złamać. I patrząc przez pryzmat jego debiutu, naprawdę mu się to udaje.



Categories: Filmy

Tags: , , , ,

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

%d bloggers like this: