Kiedy jakiś czas temu opublikowałem recenzję “Królów Dary” Kena Liu, wielu fanów doradziło mi jak najszybsze zabranie się za tom drugi – “Ścianę Burz”, książkę podobno zdecydowanie lepszą, od już i tak naprawdę dobrej “jedynki”. Jak wyszło? Czy “Ściana Burz” faktycznie jest tak dobra, jak twierdzą portale książkowe i fani autora? Przekonajmy się.
Jeśli chodzi o kwestie techniczne to, tak jak w przypadku pierwszej części, tutaj też trudno się do czegokolwiek przyczepić. Twarda, ładnie zaprojektowana okładka, piękne mapy prezentujące krainy powieści uwagi dotyczące wymowy imion postaci, szczegółowa lista bohaterów oraz zamieszczony na końcu krótki glosariusz robią naprawdę dobre wrażenie. Brawa należą się również tłumaczce, która według mnie świetnie oddała charakterystyczny, podniosły styl powieści (a podejrzewam, że nie było to łatwe zadanie). Pozostaje zatem przejść do treści “Ściany Burz”.
Żeby rozwiać wszelkie wątpliwości – tak, drugi tom jest lepszy od pierwszego, co nie znaczy jednak, że jest to powieść pozbawiona wad, ale od początku. Akcja rozpoczyna się sześć lat po zakończeniu “Królów Dary” – Kuniemu Garu (teraz zwanemu Raginem) udało się wprowadzić wiele usprawnień w funkcjonowaniu cesarstwa i wszystko wydaje się zmierzać w dobrym kierunku, pomimo jego splamionego zdradą dojścia do tronu. Ale czy aby na pewno? Kult byłego hegemona Maty Zyndu rośnie w siłę, ludzie stworzeni do wojny nie zawsze radzą sobie w czasach pokoju, a żony cesarza oczekują, na jego decyzję w sprawie wyboru następcy. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze zagrożenie związane z legendarną Ścianą Burz. Czy bohaterowie dobrze znani z “Królów Dary” podołają nowym wyzwaniom, a ich relacje przetrwają próbę czasu? O tym będziecie musieli przekonać się sami.
Jedną z większych zalet “Ściany Burz” jest na pewno konsekwencja autora – bohaterowie działają zgodnie ze swoimi charakterami i doświadczeniami, a wydarzenia z pierwszego tomu nieustannie oddziałują na świat powieści, dzięki czemu “szwy” łączące części cyklu “Pod sztandarem Dzikiego Kwiatu” są praktycznie niewidoczne.
Podobnie jak w “Królach Dary”, w tomie drugim równouprawnienie i rola kobiet w świecie również są wiodącymi tematami i odgrywają dużą rolę. Tutaj niestety, według mnie, leży też jedna z większych wad powieści. O ile w pierwszej części pojawiają się silne, charyzmatyczne postaci kobiece (Gin Matiza to moja ulubiona bohaterka w całym cyklu) faktycznie udowadniające, że wcale nie są gorsze od mężczyzn, to w drugiej autor momentami, według mnie, na siłę próbuje przekonać czytelnika do swoich poglądów (co może tylko pogłębiać krzywdzące stereotypy). W tej kwestii zdecydowanie bardziej podobało mi się rozwiązanie z części pierwszej, gdzie siła kobiet wydawała się naturalna, a nie wymuszona.
Fragmentami, które podobały mi się “Ścianie Burz” najbardziej, były na pewno wszelkie wydarzenia związane z bogami Wysp Dary (z chęcią przeczytałbym sequel dotyczący chociażby wojen Diaspory), a ich gra w chowanego, historia walecznego Fithoweo, czy bitwa na morzu to prawdziwe majstersztyki. Dochodzimy tutaj do kolejnej dużej zmiany, w porównaniu z tomem pierwszym – jest zdecydowanie bardziej fantastycznie. Oprócz świetnie skonstruowanych wątków politycznych, które utrzymały poziom znany z “Królów Dary”, znajdziemy to dużo więcej wątków nadnaturalnych. Bogowie zdecydowanie częściej ingerują w losy świata, pojawia się mityczna Ściana Burz i nieznane wcześniej stworzenia zionące ogniem (garinafiny). Według mnie, zabieg ten okazał się sukcesem i elementy fantastyczne służą powieści Kena Liu.
Książka napisana jest naprawdę pięknym, momentami wręcz poetyckim językiem – co w połączeniu z naprawdę imponującą objętością (400 tysięcy znaków więcej niż w “Królach Dary”) sprawia, że “Ściana Burz” nie jest na pewno lekką lekturą, którą przeczytać można w jedno, dwa wieczory. Pierwsze 280 stron powieści to swoisty wstęp, przygotowanie świata na właściwą akcję – pomimo iż jest to dużo, myślę, że w tym przypadku było to działanie uzasadnione i późniejsze wydarzenia rekompensują długie oczekiwanie.
Na pewno warto zwrócić też uwagę na wątki poboczne, takie jak zdrada Kuniego Garu (przywodząca na myśl skojarzenie z “Mrocznym Rycerzem” i Harveyem Dentem), czy historia poświęcenia księżniczki Kikomi. Duże wrażenie zrobiła na mnie też jedna scena związana z Gin Mazoti, podczas której, jeśli ktoś grał w grę strategiczną Starcraft 1, trudno nie pomyśleć o postaci Tassadara.
Różnie jest natomiast z bitwami – o ile opis potyczki w zatoce Zathin czytało się doskonale, o tyle jedno z oblężeń przyprawiło mnie o zgrzytanie zębów – żołnierze wchodzą po drabinach, z góry leje się gorący olej, trwa walka, a dowódcy przeciwnych stron dyskutują ze sobą, jak gdyby nic nie przeszkadzało im w komunikacji, która de facto była wtedy niemożliwa. Pomijając ten błąd, nie da się zaprzeczyć, że drugi tom “Pod sztandarem Dzikiego Kwiatu” to książka napisana w sposób przemyślany i spójny.
W “Ścianie Burz” Ken Liu porusza wiele ważnych kwestii, takich jak honor, państwowość, oddanie dla ojczyzny, czy granice lojalności. Jak daleko człowiek jest w stanie posunąć się dla idei? Czy cel może uświęcać środki, a jeśli tak, to kiedy? Czy władzę, można oprzeć na zaufaniu? Postaci takie jak Jia, Gin, czy Luan Zya posiadają własne punkty widzenia, wierzenia i ideały, prowokując do zadania sobie takich właśnie pytań.
Podsumowując:
“Ściana Burz” to naprawdę udana kontynuacja cyklu Kena Liu i książka, według mnie, ciekawsza od “Królów Dary”. Autorowi udało się przenieść do niej wszystko, co najlepsze z części pierwszej (polityka i piękny język) i dodać wątki fantastyczne tak, aby wydawały się naturalną częścią świata Dary. Pomimo pewnego braku subtelności w wątkach kobiecych, nieco wolnego startu, czy niewielkich błędów, o których wspomniałem w redakcji, drugi tom “Pod sztandarem Dzikiego Kwiatu” czyta się bardzo dobrze (i długo). Polecam fanom “Królów Dary” i nie tylko.
Ocena: 7.5/10
Categories: Fantastyka, Książki
Za slaba ocena. 8/10 albo i wyzej. Piekna ksiazka. Nie jest latwa, ale warta pdzeczytania. Mi te klimaty bardzo odpowiadaja.
Hmm, powiem Ci, że zastanawiałem się nad 8/10, ale ostatecznie przeważyły przytoczone przeze mnie w recenzji wady i padło na „7.5”. Zgadzam się natomiast, że książka jest warta przeczytania i z chęcią sięgnę po kolejną powieść autora, jeśli takowa się pojawi.