Podobnie jak w przypadku “Idź i czekaj mrozów”, “Adept” Adama Przechrzty przyciągnął moją uwagę okładką. Nietypowe zestawienie kolorystyczne, brodaty alchemik z pistoletem i łapa potwora? Czegóż chcieć więcej od książki? Pomimo iż w czasie zakupu byłem już w trakcie lektury innej powieści, uznałem, że wygospodaruję chwilę dla pierwszej części nowego cyklu Przechty “Materia Prima”. Nie żałuję!
Akcja powieści dzieje się na początku XX wieku, w Warszawie. Okupacja trwa, carskie patrole kontrolują ulice, w środku miasta rozrasta się enklawa pełna demonów, zabezpieczona murem nabitym srebrnymi prętami… W rzeczy samej, brzmi intrygująco. 🙂 Autorowi udało się w bardzo zgrabny sposób połączyć wiernie (na tyle, na ile jest to możliwe w powieści fantasy) oddane tło historyczne, z bardzo pomysłowymi elementami fantastycznymi, za co należy mu się ogromna pochwała.
Co do bohaterów: przez większą część lektury wydarzenia śledzimy z perspektywy dwóch postaci — Olafa Rudnickiego, polskiego alchemika, właściciela apteki oraz Saszki Samarina – oficera elitarnej carskiej gwardii. Ten pierwszy jest nieco zgorzkniałym, posiadającym imponującą wiedzę człowiekiem, nieangażującym się zbytnio w wydarzenia polityczne. Samarin to natomiast wzór żołnierza — świetnie wyszkolony, inteligentny i lojalny. Początek kontrowersyjnej przyjaźni między mężczyznami ma miejsce na terenie enklawy — w uniwersum “Adepta” zbieranie tam składników jest jednym z najbardziej dochodowych zajęć dla konfratrów Rudnickiego, a wojsko również jest nim zainteresowane. Przechrzcie udało się stworzyć bardzo wiarygodne, intrygujące postacie, które rozwijają się z biegiem lektury. Dotyczy to również barwnych, świetnie oddanych pozostałych bohaterów, takich jak Anastazja, czy Maria Wołkońska i jej wierny towarzysz.
Fabuła powieści “Adept” wciąga, co niestety trudno powiedzieć o bardzo wielu książkach fantasy dostępnych na rynku (niezależnie od tego, czy mają rekomendację George’a Martina, czy nie). Wizyty w enklawie zawsze budzą emocje, łatwo jest zaangażować się w relacje pomiędzy bohaterami, a Przechrzta często zaskakuje oryginalnymi pomysłami (gramofon w enklawie, miecz demona, czy też świetnie opisany “pojedynek na magię”, w którym chciałby wziąć udział chyba każdy nerd). Ponadto bardzo ciekawie rozwinięte są wątki dotyczące gildii alchemików, Amici Mortis, czy pochodzenia enklaw i ich uroczych mieszkańców. Zakończenie książki jest natomiast zaskakujące i pozwala z nadzieją wyczekiwać kolejnych części z cyklu “Materia Prima”.
Stylowi pisania Adama Przechrzty również trudno coś zarzucić. Jeśli miałbym już doszukiwać się jakichś słabości w “Adepcie”, mogłoby to być nieco nieprzygotowane według mnie wprowadzenie do powieści Anastazji (która potem staje się mimo wszystko jedną z najciekawszych postaci). Poza tym ciężko się do czegoś przyczepić.
Podsumowując — “Adept” to zdecydowanie jedna z najlepszych książek, jakie ostatnio wpadły mi w ręce, pomimo iż nie jest określany mianem “wybitnego następcy Gry o Tron”, a tylna okładka nie tonie w zachwytach “kolegów po fachu”. Szczerze polecam każdej osobie pasjonującej się fantastyką.
Ocena: 8/10
Categories: Książki, Polska fantastyka
Leave a Reply